Teraźniejszość
Ren znajdował się w domu Uchihów. Położył swój granatowy plecak na
podłodze i wyjął z niego paczkę słonych przekąsek oraz soki.
- Dzięki, Ash, że mogę u ciebie nocować – powiedział i usiadł na
łóżku obok leżącego chłopaka. Uchiha nadal ledwo się ruszał.
- Jasne, nie ma sprawy. Ojciec i matka i tak do mnie nie
zaglądają. Po ostatnich wydarzeniach nawet się do nich nie odzywam. –
Uśmiechnął się jakby chciał pocieszyć Rena albo oszukać samego siebie. –
Będziesz pomagał mi chodzić do toalety. - Podrapał się po nosie, a dokładniej
po bandażu na nim. Całą głowę, brodę i szyję miał zabandażowaną. Wyglądał jak
mumia, ale chociaż mógł wrócić do domu.
Ren zaśmiał się, ale sprawa była poważniejsza. Ash miał rozerwaną
skórę nawet na piętach.
- Lepsze to niż przebywanie w moim domu. Nie mogę nawet spojrzeć
na ojca. Nie… - urwał.
- Nie ma większego bólu niż bycie samotnym i mówię ci to, bo sam
izoluje się od tej przeklętej rodziny – przerwał Renowi Ash.
- Co? Jakiej? – Ren zdziwił się.
Uchiha opuścił głowę. Nie był przygotowany na takie zwierzenia,
ale wiedział, że w obecnej sytuacji rodzinnej w domu Uzumakich… blondyn może
lepiej zrozumieć, co się u niego dzieje.
- Od zawsze klan Uchiha mordował innych jak i siebie. Wiele wojen
i konfliktów było właśnie spowodowanych przez moich przodków. Cała Czwarta
Wielka Wojna Shinobi, wymordowane wcześniejsze mojego klanu przez wujka. Myślę,
że lepiej by było, gdyby Itachi zabił mojego ojca wtedy, kiedy miał okazję.
- Ale w wtedy byś nie żył! – krzyknął.
- Możliwe, że i tak doprowadzimy się wszyscy do autodestrukcji –
westchnął i sięgnął po krakersy. –
Chociaż może mnie to ominie.
Ash miał nieodparte wrażenie, że tylko on zdaje sobie z tego
sprawę… no i ojciec, ale ten się tym nie przejmował.
- Dlaczego? – Ren był zainteresowany tą historią. Możliwe, że
dowiadując się czegoś o klanie, dowie się też o Kōsuke… o jego Sharinganie.
- Nie mam… - zamilkł na chwilę, to musiało być ciężkie do
powiedzenia – tych zimnych, surowych oczu jak ojciec czy Katon, o Juna też się
martwię. Chociaż nie wydaje się być zdolny do opanowania kekkei genkai.
- Masz zielone jak matka – odrzekł blondyn.
- Tak i liczę, że odrywając się od tej rodziny nie zepsuję się jak
matka. Podobno była bohaterką, medic-ninja oddaną samej Tsunade, pełną pasji,
wrażliwą wojowniczką zakochaną i oddaną mojemu ojcu. – Odchylił głowę do tyłu
jakby rozmyślał. – To widać na zdjęciach, słychać z opowieści. A teraz…
- Zmieniła się – przerwał Ren.
- Tak – podsumował szybko. -
Kamienna postać, nieczuła i podporządkowana.
Ren spuścił na chwilę wzrok. Nie mógł na coś takiego pozwolić.
- Ty się taki nie staniesz, razem z Makedą ochronimy cię.
- Bycie bezczelnym to moja ochrona, ale wiesz… Drużyna dziesiąta
zawsze razem. Musisz zrozumieć Ren, że jeśli kiedyś się zmienię to…
- Przestań, Uchiha! – zagroził. – Nawet tak nie myśl – dodał,
spoglądając na niego surowo swoimi białymi jak śnieg oczami.
- Potraktuj mnie jak Gyatatmaru – powiedział ostro i szybko Ash.
Ren aż wstał wylewając sok na podłogę. Szklanka stłukła się, a
odgłos odbił się echem po pomieszczeniu.
- Zabiłem Gyatamaru, żeby w przyszłości być gotowym poświęcić wszystko,
zrobić wszystko, żeby ocalić was, moich najbliższych – powiedział, patrząc
głęboko w zielone oczy Asha.
Nie spodziewał się, że powie komuś prawdę, albo chociaż część jak
teraz. Ale zielonooki go sprowokował.
Chłopak odwrócił wzrok. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
Nawet nie chiał poruszać tego tematu. Chyba sam się obawiał.
- Po prostu Uchiha zawsze był klanem zrodzonym z nienawiści. Był
synonimem zemsty.
*
To był ten dzień. Planował to wszystko bardzo
dokładnie. Chciał porozmawiać z ojcem o wszystkim. Zdradzić mu, co się stało po
zabójstwie Lena, o Kōsuke, Amonie i Irie. O tym, co usłyszał o Sasuke. O jego
lekcji. O pobycie w szpitalu. O przebiegu Egzaminu. O wszystkich jego etapach.
O bólu i nienawiści. O wyrzutach sumienia. O… zabójstwie Gyatamaru.
Potrzebował zrozumienia. Chciał zrzucić z
siebie cały ten balast i znowu być beztroskim dzieckiem robiącym psikusy
Shikamaru i sprawiającym drobne problemy. A nie… mordercą.
Był w budynku Hokage. Przechodził się po
korytarzu już dobre pięć minut. Zastanawiał się, co ma zrobić. Błagać o
przebaczenie, spokojnie porozmawiać, rzucić się z płaczem? Wreszcie zebrał się
w sobie i wziął głęboki oddech. Był gotowy.
Podszedł do drzwi i chciał już zapukać, ale
usłyszał kawałek rozmowy.
- W klanie Hyūga
urodziła się dziewczynka o różowych oczach – mówił Naruto. – Co dziwniejsze jej rodzice oboje posiadali
Byakugan – ciągnął. - To smutne, że Miwa nie będzie potrafiła zdolności
klanowej – westchnął głęboko. - Rozmawiałem ostatnio o tym z Hinatą – dodał na
koniec.
Ren przybliżył się jak
najbardziej mógł drzwi. Uklęknął i przyłożył ucho do szpary pod drzwiami, żeby
usłyszeć jak najwięcej. Jego szósty zmysł podpowiadał mu, że powinien teraz
podsłuchać rozmowę.
- Teraz coraz rzadziej przekazuje
się kekkei genkai – zaczął Sasuke wyraźnie zainteresowany. – Ash odziedziczył
oczy po Sakurze i nigdy nie opanuje Sharingana – powiedział jakby miał to
głęboko za złe synowi. – Za to Jun…
- Nie rozmawiajmy o nim – odrzekł
Uzumaki.
- Jun jest…
- Wiem – przerwał Naruto.
Widocznie także nie chciał o nim wspominać. – Azula Nejia także odziedziczyła
oczy po matce. Ma brązowe jak Tenten – zmienił temat.
- Sam ty nie odziedziczyłeś
wyglądu po klanie Uzumakich – zauważył.
- Heh, racja – podsumował. –
Wdałem się całkowicie w ojca. Nawet urząd Hokage po nim przejąłem – Zaśmiał
się. – Ale za to jestem niewiarygodnie wytrzymały, mam dużo chakry i wybuchowy
charakter.
Sasuke zaśmiał się cicho zza
drzwi.
- Jesteś bardziej podobny do
Karin niż ci się wydaje. Tylko wygląd was różni. Nawet zdolności…
Ren nie miał pojęcia kim była
wspomniana kobieta. Wiedział, że musi się o niej czegoś w przyszłości
dowiedzieć. Skoro Sasuke o niej wspomniał, to może była kimś ważnym.
- Tak. – Naruto przerwał Sasuke.
- Chcesz czy nie, ale techniki Asha dorównują poziomowi umiejętności
pieczętujących mojego klanu. Tenten nie mogła go tego nauczyć – odparł.
Uchiha odchrząknął.
- Ale jest Uchihą i powinien skupić
się całkowicie na klanie. Zamiast tego on nawet nie chce pojawiać się w domu –
powiedział z wyrzutem. – Traktuje dom jak karę.
- Izoluje się – dodał jego ojciec
ciszej.
Sasuke nie odpowiedział. Ren oczami wyobraźni widział kwaśny wyraz
twarzy mężczyzny.
- Kekkei genkai zanika… - zaczął
znowu Naruto. Ren słyszał kroki ojca po pomieszczeniu. Przez chwilę
przestraszył się, że rozpoznał jego obecność tutaj. – Len potrafił Byakugana od
małego, Katon Sharingana także… Za to Ren – Naruto zamilkł przez pewien czas. - Jeszcze go nie opanował. Wszyscy członkowie
klanu Hyūga potrafili Byakugan najpóźniej w wieku siedmiu lat.
Był zaskoczony, że… Co prawda Len
opanował Byakugan w bardzo młodym wieku i w głębi serca zazdrościł mu tego,
ale… nie sądził, że wszyscy uczyli się go tak szybko. Myślał, że opanowanie go
trwało latami.
- Co najgorsze nie tylko kekkei genkai
zanika… - Uchiha westchnął.
- Co masz na myśli? – drążył
temat. Miał wrażenie, że Sasuke posiada wiele informacji na ten temat, jakby
studiował tę sprawę już od dawna.
- Asoka Inuzuka od paru lat uczy
się Techniki Przenoszenia Umysłu. Bardzo by się przydała w naszym ANBU –
wtrącił przy okazji. – Z marnym skutkiem, oczywiście – podsumował z niesmakiem.
- Może nie trenuje dostatecznie –
sugerował Uzumaki.
- Albo nie ma odpowiedniej presji
– powiedział niemrawo Sasuke.
- O czym dokładnie mówisz? –
dopytywał się Naruto.
- Według mnie kekkei genkai nie
jest dziedziczone, bo dzieciom jest za dobrze. Czują się zbyt bezpiecznie –
rzucił sucho.
- Jak to? – odrzekł z
zaskoczeniem Uzumaki,
- Kekkei genkai było od zawsze
wykorzystywane do pokonania przeciwników, żeby zapewnić swojemu klanowi
przetrwanie – tłumaczył. - Gdy panuje pokój, nie ma potrzeby do bycia tak
silnym. A nigdy nie było tak długiego okresu bez wojny, więc zolności znikają
naturalnie.
- Ale dlaczego tak się dzieje? –
spytał Naruto nieco zdenerwowany.
- Nie ma wojny, oto powód –
odpowiedział dobitnie.
Był niemal pewny, że został
rozpoznany. Uchiha wiedział, że on tutaj jest. Że wszystko słyszy. A mimo to
mówił takie rzeczy. Jakby swoje słowa kierował właśnie do niego, a nie do
Naruto.
Wojna.
Kōsuke miał rację. Musiał stąd
wyjść. Potrzebował powietrza. Gdy wyszedł z korytarza na dwór, od razu zaczął
głęboko oddychać, opierając się o barierkę. Widział z tego miejsca prawie całą
Konohę.
Czy dlatego Sasuke kazał go
zabić? Czy dlatego musiał zginąć Len? Dla wywołania wojny i aktywowania kekkei genkai?
Przytrzymał rękę przy ustach. Czuł jakby zaraz miał zwymiotować. Zrobiło mu się
niedobrze. Poczuł zapach krwi.
W oczach miał łzy, ale nie
pozwolił im spłynąć po policzkach. Czuł ból. Poznawał rzeczywistość. To była
tylko kolejna lekcja, którą musi wykorzystać.
Powinien przekazać słowa Sasuke.
Musiał zobaczyć się z Kōsuke.
*
Kolejne dni były wyjątkowo upalne. Shikamaru westchnął, wpatrując
się w chmury. Wiedział, że krótko będzie mógł się cieszyć taką pogodą. Musiał
rozplanować, co zrobić i co powiedzieć swojej drużynie. Był w kropce. Nie
nadawał się do takich rzeczy. Był pewny, że Temari na przykład zlałaby Rena
szybko i postawiła do pionu, jednak to… nie było takie łatwe.
Uzumaki… zabił człowieka. Ten Egzamin wyłonił samych dobrych
wojowników, ale nie spodziewał się po swoim wychowanku, że… byłby zdolny do
czegoś takiego. Wiedział, że śmierć Lena nim wstrząsnęła, ale… jego wzrok. On
był pewien swoich ruchów, musiał to planować.
Shikamaru zmarszczył brwi. Szedł akurat na spotkanie ze swoją
drużyną, a raczej jej częścią. Ash nadal nie mógł chodzić samodzielnie.
Co się stało z tymi dzieciakami?
Ren stał się zabójcą. Zrobił coś, czego nigdy by się nie
spodziewał po synu Naruto.
Makeda posiadała bardzo silnego Byakugana. Ukrywała to cały czas.
Okłamywała innych, knuła i doskonaliła się. Jej ojciec był silny,
prawdopodobnie ona go przewyższy.
Ash miał zapieczętowane silne, niebezpieczne techniki na całym
ciele. Wszystko to mogło go zabić, pogrążyć. Nielegalne jutsu… miał chociaż
nadzieję, że to wydarzenie przemówi mu do rozsądku i nie użyje ich ponownie.
Cieszył się, że sam nie miał dzieci. Ale… żałował, że nigdy nie
umówił się z Temari. Nara pokręcił głową, musiał się skupić. Miał ważniejsze
rzeczy niż pobyt tej dziewczyny w Wiosce.
Był już prawie na polanie przy wodospadzie.
- Wiele się teraz zmieni – powiedziała Makeda do kuzyna. Jej
postawa wyrażała jakby sytuacja na Arenie nie miała na nią większego wpływu. To
Katona się obawiała, wzdrygała się na jego widok.
- Jasne – odparł. – To chyba koniec żartów na sensei’u, nie
sądzisz? – westchnął.
Dziewczyna przytaknęła.
- Obyśmy zdali tylko Egzamin, w końcu tyle poświęciliśmy –
powiedziała cicho i opuściła głowę.
- Wiesz mi, Makeda, że udowodniliśmy swoją siłę – zapewnił,
uśmiechając się.
- Ty bez wątpienie – przerwała nagle. Nigdy nie przyjaźniła się z
Gyatamaru, ale nie mogła go tak po prostu wymazać z pamięci.
- Ale nadal czuję się słaby – odpowiedział zgodnie z prawdą. -
Katon, Chase, Kōsuke… Oni wszyscy… Tyle się jeszcze muszę nauczyć.
Hyūga rozumiała go.
- Musisz po prostu znaleźć odpowiedniego mentora, nauczyciela –
tłumaczyła, siadając na krze lodowej stworzonej przez nią samą tuż przy
wodospadzie.
- Chyba już znalazłem – powiedział zagadkowo, patrząc się głęboko
w oczy Makedy. Zastanawiał się, dlaczego mimo tak samo śnieżnych oczu, nie
potrafił jeszcze tego kekkei genkai. – Naucz mnie Byakugana.
Shikamaru w tym czasie podszedł do nich.
- Do zrobienia, ale potrzebujesz kogoś jeszcze – dodała i wstała,
żeby powitać sensei’a. Ale jak to ona ze swoją subtelnością nosorożca musiała
zrobić coś nieoczekiwanego.
- Dzień dobry, Shikamaru-senseeeiii – krzyknęła i pośliznęła się
na krze lodowej do wody.
Nara tylko pokręcił głową, chcąc udawać, że wszystko było w jak
najlepszym porządku, kiedy tak dużo się zmieniło.
- Tym zajmę się potem – odpowiedział Makedzie. Jego głównym
nauczycielem… będzie Kōsuke.
Ren podał rękę przemoczonej kuzynce. Była cała zarumieniona i
zawstydzona, cieszyła się, że nie było tutaj nikogo innego, bo spaliłaby się ze
wstydu. Aż cieszyła się, że kolor jej policzków zasłaniają częściowo dwa
plastry.
Wyszła z wody razem z Renem i ścisnęła swoje brązowe, półdługie
włosy, zaczesane w dwa wysokie kucyki, żeby pozbyć się z nich nadmiaru wody.
- O nie zmoczyłam ochraniacze na kolanach i łokciach – krzyknęła.
A Shikamaru i Ren roześmiali się. Niektóre rzeczy się nie
zmieniają.
---------------------------------------
Oficjalnie kocham ten rozdział. Pogadanka czemu Ash izoluje się od rodziny, trochę poruszyłam temat Sakury, napomknęłam coś o tajemnicy Juna. W dodatku wyjaśniłam trochę motywy Sasuke... powiem wam tylko, że w tomie drugim przedstawię różne opinie o tym, dlaczego kekkei genkai zanikają. Wszyscy będą błądzić... wszyscy.
Powiem Wam coś... zostało tylko 5 rozdziałów do końca pierwszego tomu. Jak sądzicie, jakie będzie zakończenie?
Z dedykacją dla mojej Chingyu-chan
Ten rozdział był na zbyt wysokim poziomie! Napisałaś to tak perfekcyjnie, zazdroszczę, po prostu c-u-d-o. Rozmowa z Ashem (chyba zacznę ich shipować, też są razem uroczy) ukazała choć odrobinę prawdziwych relacji pozostałych Uchihów, a podsłuchana przez Rena konwersacja wyjaśniła w końcu motywy Sasuke... I powiem szczerze, że pomysł był genialny!
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście na koniec wesołe zakończenie... Chociaż mam nadzieję, że wcale takie nie będzie. Czekam na koniec, by dowiedzieć się czegoś więcej!
Nie chcesz szczęśliwego zakończenia? Cóż tak bardzo nie chcę ci spojlerować, ale po prostu aż mnie klawiatura świerzbi. Eh, zawsze mówię Ci o wiele za dużo!
UsuńBardzo dziękuję Ci za twój komentarz, naprawdę Cię doceniam, bo w czasach obecnej blogosfery niewiele osób pisze w ogóle komentarze. Musisz wiedzieć, że bardzo mnie motywujesz i nabieram chęci do dalszej twórczości. Bez Ciebie nie miałabym takiej ochoty na prowadzenie bloga!
Zasługujesz, aby wszystkie rozdziały były Ci dedykowane.