22 kwietnia 2018

Zostanie Blizna - 17

Teraźniejszość

Ren znajdował się w domu Uchihów. Położył swój granatowy plecak na podłodze i wyjął z niego paczkę słonych przekąsek oraz soki.
- Dzięki, Ash, że mogę u ciebie nocować – powiedział i usiadł na łóżku obok leżącego chłopaka. Uchiha nadal ledwo się ruszał.
- Jasne, nie ma sprawy. Ojciec i matka i tak do mnie nie zaglądają. Po ostatnich wydarzeniach nawet się do nich nie odzywam. – Uśmiechnął się jakby chciał pocieszyć Rena albo oszukać samego siebie. – Będziesz pomagał mi chodzić do toalety. - Podrapał się po nosie, a dokładniej po bandażu na nim. Całą głowę, brodę i szyję miał zabandażowaną. Wyglądał jak mumia, ale chociaż mógł wrócić do domu.
Ren zaśmiał się, ale sprawa była poważniejsza. Ash miał rozerwaną skórę nawet na piętach.
- Lepsze to niż przebywanie w moim domu. Nie mogę nawet spojrzeć na ojca. Nie… - urwał.
- Nie ma większego bólu niż bycie samotnym i mówię ci to, bo sam izoluje się od tej przeklętej rodziny – przerwał Renowi Ash.
- Co? Jakiej? – Ren zdziwił się.
Uchiha opuścił głowę. Nie był przygotowany na takie zwierzenia, ale wiedział, że w obecnej sytuacji rodzinnej w domu Uzumakich… blondyn może lepiej zrozumieć, co się u niego dzieje.
- Od zawsze klan Uchiha mordował innych jak i siebie. Wiele wojen i konfliktów było właśnie spowodowanych przez moich przodków. Cała Czwarta Wielka Wojna Shinobi, wymordowane wcześniejsze mojego klanu przez wujka. Myślę, że lepiej by było, gdyby Itachi zabił mojego ojca wtedy, kiedy miał okazję.
- Ale w wtedy byś nie żył! – krzyknął.
- Możliwe, że i tak doprowadzimy się wszyscy do autodestrukcji – westchnął i sięgnął po krakersy.  – Chociaż może mnie to ominie.
Ash miał nieodparte wrażenie, że tylko on zdaje sobie z tego sprawę… no i ojciec, ale ten się tym nie przejmował.
- Dlaczego? – Ren był zainteresowany tą historią. Możliwe, że dowiadując się czegoś o klanie, dowie się też o Kōsuke… o jego Sharinganie.
- Nie mam… - zamilkł na chwilę, to musiało być ciężkie do powiedzenia – tych zimnych, surowych oczu jak ojciec czy Katon, o Juna też się martwię. Chociaż nie wydaje się być zdolny do opanowania kekkei genkai.
- Masz zielone jak matka – odrzekł blondyn.
- Tak i liczę, że odrywając się od tej rodziny nie zepsuję się jak matka. Podobno była bohaterką, medic-ninja oddaną samej Tsunade, pełną pasji, wrażliwą wojowniczką zakochaną i oddaną mojemu ojcu. – Odchylił głowę do tyłu jakby rozmyślał. – To widać na zdjęciach, słychać z opowieści. A teraz…
- Zmieniła się – przerwał Ren.
- Tak – podsumował szybko. -  Kamienna postać, nieczuła i podporządkowana.
Ren spuścił na chwilę wzrok. Nie mógł na coś takiego pozwolić.
- Ty się taki nie staniesz, razem z Makedą ochronimy cię.
- Bycie bezczelnym to moja ochrona, ale wiesz… Drużyna dziesiąta zawsze razem. Musisz zrozumieć Ren, że jeśli kiedyś się zmienię to…
- Przestań, Uchiha! – zagroził. – Nawet tak nie myśl – dodał, spoglądając na niego surowo swoimi białymi jak śnieg oczami.
- Potraktuj mnie jak Gyatatmaru – powiedział ostro i szybko Ash.
Ren aż wstał wylewając sok na podłogę. Szklanka stłukła się, a odgłos odbił się echem po pomieszczeniu.
- Zabiłem Gyatamaru, żeby w przyszłości być gotowym poświęcić wszystko, zrobić wszystko, żeby ocalić was, moich najbliższych – powiedział, patrząc głęboko w zielone oczy Asha.
Nie spodziewał się, że powie komuś prawdę, albo chociaż część jak teraz. Ale zielonooki go sprowokował.
Chłopak odwrócił wzrok. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Nawet nie chiał poruszać tego tematu. Chyba sam się obawiał.
- Po prostu Uchiha zawsze był klanem zrodzonym z nienawiści. Był synonimem zemsty.
*

To był ten dzień. Planował to wszystko bardzo dokładnie. Chciał porozmawiać z ojcem o wszystkim. Zdradzić mu, co się stało po zabójstwie Lena, o Kōsuke, Amonie i Irie. O tym, co usłyszał o Sasuke. O jego lekcji. O pobycie w szpitalu. O przebiegu Egzaminu. O wszystkich jego etapach. O bólu i nienawiści. O wyrzutach sumienia. O… zabójstwie Gyatamaru.
Potrzebował zrozumienia. Chciał zrzucić z siebie cały ten balast i znowu być beztroskim dzieckiem robiącym psikusy Shikamaru i sprawiającym drobne problemy. A nie… mordercą.
Był w budynku Hokage. Przechodził się po korytarzu już dobre pięć minut. Zastanawiał się, co ma zrobić. Błagać o przebaczenie, spokojnie porozmawiać, rzucić się z płaczem? Wreszcie zebrał się w sobie i wziął głęboki oddech. Był gotowy.
Podszedł do drzwi i chciał już zapukać, ale usłyszał kawałek rozmowy.
- W klanie Hyūga urodziła się dziewczynka o różowych oczach – mówił Naruto.  – Co dziwniejsze jej rodzice oboje posiadali Byakugan – ciągnął. - To smutne, że Miwa nie będzie potrafiła zdolności klanowej – westchnął głęboko. - Rozmawiałem ostatnio o tym z Hinatą – dodał na koniec.
Ren przybliżył się jak najbardziej mógł drzwi. Uklęknął i przyłożył ucho do szpary pod drzwiami, żeby usłyszeć jak najwięcej. Jego szósty zmysł podpowiadał mu, że powinien teraz podsłuchać rozmowę.
- Teraz coraz rzadziej przekazuje się kekkei genkai – zaczął Sasuke wyraźnie zainteresowany. – Ash odziedziczył oczy po Sakurze i nigdy nie opanuje Sharingana – powiedział jakby miał to głęboko za złe synowi. – Za to Jun…
- Nie rozmawiajmy o nim – odrzekł Uzumaki.
- Jun jest…
- Wiem – przerwał Naruto. Widocznie także nie chciał o nim wspominać. – Azula Nejia także odziedziczyła oczy po matce. Ma brązowe jak Tenten – zmienił temat.
- Sam ty nie odziedziczyłeś wyglądu po klanie Uzumakich – zauważył.
- Heh, racja – podsumował. – Wdałem się całkowicie w ojca. Nawet urząd Hokage po nim przejąłem – Zaśmiał się. – Ale za to jestem niewiarygodnie wytrzymały, mam dużo chakry i wybuchowy charakter.
Sasuke zaśmiał się cicho zza drzwi.
- Jesteś bardziej podobny do Karin niż ci się wydaje. Tylko wygląd was różni. Nawet zdolności…
Ren nie miał pojęcia kim była wspomniana kobieta. Wiedział, że musi się o niej czegoś w przyszłości dowiedzieć. Skoro Sasuke o niej wspomniał, to może była kimś ważnym.
- Tak. – Naruto przerwał Sasuke. - Chcesz czy nie, ale techniki Asha dorównują poziomowi umiejętności pieczętujących mojego klanu. Tenten nie mogła go tego nauczyć – odparł.
Uchiha odchrząknął.
- Ale jest Uchihą i powinien skupić się całkowicie na klanie. Zamiast tego on nawet nie chce pojawiać się w domu – powiedział z wyrzutem. – Traktuje dom jak karę.
- Izoluje się – dodał jego ojciec ciszej.
Sasuke nie odpowiedział.  Ren oczami wyobraźni widział kwaśny wyraz twarzy mężczyzny.
- Kekkei genkai zanika… - zaczął znowu Naruto. Ren słyszał kroki ojca po pomieszczeniu. Przez chwilę przestraszył się, że rozpoznał jego obecność tutaj. – Len potrafił Byakugana od małego, Katon Sharingana także… Za to Ren – Naruto zamilkł przez pewien czas. -  Jeszcze go nie opanował. Wszyscy członkowie klanu Hyūga potrafili Byakugan najpóźniej w wieku siedmiu lat.
Był zaskoczony, że… Co prawda Len opanował Byakugan w bardzo młodym wieku i w głębi serca zazdrościł mu tego, ale… nie sądził, że wszyscy uczyli się go tak szybko. Myślał, że opanowanie go trwało latami.
- Co najgorsze nie tylko kekkei genkai zanika… - Uchiha westchnął.
- Co masz na myśli? – drążył temat. Miał wrażenie, że Sasuke posiada wiele informacji na ten temat, jakby studiował tę sprawę już od dawna.
- Asoka Inuzuka od paru lat uczy się Techniki Przenoszenia Umysłu. Bardzo by się przydała w naszym ANBU – wtrącił przy okazji. – Z marnym skutkiem, oczywiście – podsumował z niesmakiem.
- Może nie trenuje dostatecznie – sugerował Uzumaki.
- Albo nie ma odpowiedniej presji – powiedział niemrawo Sasuke.
- O czym dokładnie mówisz? – dopytywał się Naruto.
- Według mnie kekkei genkai nie jest dziedziczone, bo dzieciom jest za dobrze. Czują się zbyt bezpiecznie – rzucił sucho.
- Jak to? – odrzekł z zaskoczeniem Uzumaki,
- Kekkei genkai było od zawsze wykorzystywane do pokonania przeciwników, żeby zapewnić swojemu klanowi przetrwanie – tłumaczył. - Gdy panuje pokój, nie ma potrzeby do bycia tak silnym. A nigdy nie było tak długiego okresu bez wojny, więc zolności znikają naturalnie.
- Ale dlaczego tak się dzieje? – spytał Naruto nieco zdenerwowany.
- Nie ma wojny, oto powód – odpowiedział dobitnie.
Był niemal pewny, że został rozpoznany. Uchiha wiedział, że on tutaj jest. Że wszystko słyszy. A mimo to mówił takie rzeczy. Jakby swoje słowa kierował właśnie do niego, a nie do Naruto.
Wojna.
Kōsuke miał rację. Musiał stąd wyjść. Potrzebował powietrza. Gdy wyszedł z korytarza na dwór, od razu zaczął głęboko oddychać, opierając się o barierkę. Widział z tego miejsca prawie całą Konohę.
Czy dlatego Sasuke kazał go zabić? Czy dlatego musiał zginąć Len? Dla wywołania wojny i aktywowania kekkei genkai? Przytrzymał rękę przy ustach. Czuł jakby zaraz miał zwymiotować. Zrobiło mu się niedobrze. Poczuł zapach krwi.
W oczach miał łzy, ale nie pozwolił im spłynąć po policzkach. Czuł ból. Poznawał rzeczywistość. To była tylko kolejna lekcja, którą musi wykorzystać.
Powinien przekazać słowa Sasuke. Musiał zobaczyć się z Kōsuke. 

*
Kolejne dni były wyjątkowo upalne. Shikamaru westchnął, wpatrując się w chmury. Wiedział, że krótko będzie mógł się cieszyć taką pogodą. Musiał rozplanować, co zrobić i co powiedzieć swojej drużynie. Był w kropce. Nie nadawał się do takich rzeczy. Był pewny, że Temari na przykład zlałaby Rena szybko i postawiła do pionu, jednak to… nie było takie łatwe.
Uzumaki… zabił człowieka. Ten Egzamin wyłonił samych dobrych wojowników, ale nie spodziewał się po swoim wychowanku, że… byłby zdolny do czegoś takiego. Wiedział, że śmierć Lena nim wstrząsnęła, ale… jego wzrok. On był pewien swoich ruchów, musiał to planować.
Shikamaru zmarszczył brwi. Szedł akurat na spotkanie ze swoją drużyną, a raczej jej częścią. Ash nadal nie mógł chodzić samodzielnie.
Co się stało z tymi dzieciakami?
Ren stał się zabójcą. Zrobił coś, czego nigdy by się nie spodziewał po synu Naruto.
Makeda posiadała bardzo silnego Byakugana. Ukrywała to cały czas. Okłamywała innych, knuła i doskonaliła się. Jej ojciec był silny, prawdopodobnie ona go przewyższy.
Ash miał zapieczętowane silne, niebezpieczne techniki na całym ciele. Wszystko to mogło go zabić, pogrążyć. Nielegalne jutsu… miał chociaż nadzieję, że to wydarzenie przemówi mu do rozsądku i nie użyje ich ponownie.
Cieszył się, że sam nie miał dzieci. Ale… żałował, że nigdy nie umówił się z Temari. Nara pokręcił głową, musiał się skupić. Miał ważniejsze rzeczy niż pobyt tej dziewczyny w Wiosce.
Był już prawie na polanie przy wodospadzie.
- Wiele się teraz zmieni – powiedziała Makeda do kuzyna. Jej postawa wyrażała jakby sytuacja na Arenie nie miała na nią większego wpływu. To Katona się obawiała, wzdrygała się na jego widok.
- Jasne – odparł. – To chyba koniec żartów na sensei’u, nie sądzisz? – westchnął.
Dziewczyna przytaknęła.
- Obyśmy zdali tylko Egzamin, w końcu tyle poświęciliśmy – powiedziała cicho i opuściła głowę.
- Wiesz mi, Makeda, że udowodniliśmy swoją siłę – zapewnił, uśmiechając się.
- Ty bez wątpienie – przerwała nagle. Nigdy nie przyjaźniła się z Gyatamaru, ale nie mogła go tak po prostu wymazać z pamięci.
- Ale nadal czuję się słaby – odpowiedział zgodnie z prawdą. - Katon, Chase, Kōsuke… Oni wszyscy… Tyle się jeszcze muszę nauczyć.
Hyūga rozumiała go.
- Musisz po prostu znaleźć odpowiedniego mentora, nauczyciela – tłumaczyła, siadając na krze lodowej stworzonej przez nią samą tuż przy wodospadzie.
- Chyba już znalazłem – powiedział zagadkowo, patrząc się głęboko w oczy Makedy. Zastanawiał się, dlaczego mimo tak samo śnieżnych oczu, nie potrafił jeszcze tego kekkei genkai. – Naucz mnie Byakugana.
Shikamaru w tym czasie podszedł do nich.
- Do zrobienia, ale potrzebujesz kogoś jeszcze – dodała i wstała, żeby powitać sensei’a. Ale jak to ona ze swoją subtelnością nosorożca musiała zrobić coś nieoczekiwanego.
- Dzień dobry, Shikamaru-senseeeiii – krzyknęła i pośliznęła się na krze lodowej do wody.
Nara tylko pokręcił głową, chcąc udawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku, kiedy tak dużo się zmieniło.
- Tym zajmę się potem – odpowiedział Makedzie. Jego głównym nauczycielem… będzie Kōsuke.
Ren podał rękę przemoczonej kuzynce. Była cała zarumieniona i zawstydzona, cieszyła się, że nie było tutaj nikogo innego, bo spaliłaby się ze wstydu. Aż cieszyła się, że kolor jej policzków zasłaniają częściowo dwa plastry.
Wyszła z wody razem z Renem i ścisnęła swoje brązowe, półdługie włosy, zaczesane w dwa wysokie kucyki, żeby pozbyć się z nich nadmiaru wody.
- O nie zmoczyłam ochraniacze na kolanach i łokciach – krzyknęła.
A Shikamaru i Ren roześmiali się. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.

---------------------------------------

Witajcie, Skarby!
Oficjalnie kocham ten rozdział. Pogadanka czemu Ash izoluje się od rodziny, trochę poruszyłam temat Sakury, napomknęłam coś o tajemnicy Juna. W dodatku wyjaśniłam trochę motywy Sasuke... powiem wam tylko, że w tomie drugim przedstawię różne opinie o tym, dlaczego kekkei genkai zanikają. Wszyscy będą błądzić... wszyscy.
Powiem Wam coś... zostało tylko 5 rozdziałów do końca pierwszego tomu. Jak sądzicie, jakie będzie zakończenie?
Z dedykacją dla mojej Chingyu-chan

2 komentarze:

  1. Ten rozdział był na zbyt wysokim poziomie! Napisałaś to tak perfekcyjnie, zazdroszczę, po prostu c-u-d-o. Rozmowa z Ashem (chyba zacznę ich shipować, też są razem uroczy) ukazała choć odrobinę prawdziwych relacji pozostałych Uchihów, a podsłuchana przez Rena konwersacja wyjaśniła w końcu motywy Sasuke... I powiem szczerze, że pomysł był genialny!
    No i oczywiście na koniec wesołe zakończenie... Chociaż mam nadzieję, że wcale takie nie będzie. Czekam na koniec, by dowiedzieć się czegoś więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcesz szczęśliwego zakończenia? Cóż tak bardzo nie chcę ci spojlerować, ale po prostu aż mnie klawiatura świerzbi. Eh, zawsze mówię Ci o wiele za dużo!
      Bardzo dziękuję Ci za twój komentarz, naprawdę Cię doceniam, bo w czasach obecnej blogosfery niewiele osób pisze w ogóle komentarze. Musisz wiedzieć, że bardzo mnie motywujesz i nabieram chęci do dalszej twórczości. Bez Ciebie nie miałabym takiej ochoty na prowadzenie bloga!
      Zasługujesz, aby wszystkie rozdziały były Ci dedykowane.

      Usuń

Obserwatorzy