Reakcje
Z leżącego nieruchomo Gyatamaru zaczęła wypływać krew w tak
intensywnym kolorze jak jego włosy.
Ren usłyszał krzyk i szmery na widowni. W jednej chwili zobaczył
swoją matkę, która zeskakuje z loży na Arenę i biegnie do chłopaka. Na około
niego byli lekarze, którzy swoją chakrą próbowali naprawić serce Gyatamaru, ale
szybko z tego zrezygnowali. Nie byliby w stanie przywrócić go do życia.
Opuścili ręce i dali przejść Hinacie do
niego. Ta rzuciła się w jego stronę, upadła na kolana i delikatnie wzięła w
ramiona czerwonowłosego. Przytuliła go do swojej piersi i ucałowała w czoło,
odgarnęła włosy, a potem spojrzała na jego twarz.
Jej uczeń, bez rodziców, bez kogoś bliskiego, miał tylko drużynę,
miał marzenia. A został zabity… na Egzaminie przez… jej syna.
- Płacz jest dobry, ale tylko ze szczęścia – wychlipała Hinata nad
ciałem Gyatamaru.
Odwróciła się w stronę Rena. Spojrzała na niego, a Ren poczuł jak
szybko bije mu serce, jak mocno pocą mu się dłonie, jak przed jego oczami
pojawiają się mroczki, a po chwili już nic nie widzi.
*
Obudził się wieczorem w sali szpitalnej. Szybko poderwał swoją
głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Był przebrany w białą koszulę, a do
ręki miał przypiętą kroplówkę. Jednym ruchem wyszarpnął ją i stanął na podłodze
gołymi stopami. Przed sobą widział zapaloną lampkę nocną i kotarę, którą
rozchylił gwałtownym ruchem.
I gorzko tego pożałował.
Wspomnienia zalały jego umysł.
Tam, na łóżku obok leżał Ash. Wyglądał nadal na chorobliwie blado,
jednak widać było, że jego stan się poprawił. Dziwił się, że po zabójstwie
Gyatamaru wsadzono go do sali, gdzie teoretycznie mógł zabić kogoś jeszcze, ale
to… już nie był Egzamin.
Aparatura podłączona do Asha pokazywała już regularny puls.
To od Uchihy zależało, czy i ile przeżyje, ale gdy patrzył na tą
spokojną twarz podłączoną do maseczki z tlenem, był pewien, że wszystko będzie
dobrze. Całe jego ciało pokrywały przesiąknięte lekko krwią bandaże. Wiedział,
że ninja nie zdejmowali mu z ciała pieczęci. To byłoby zbyt niebezpieczne i
jedynie Tenten-sensei razem z Saiem mogliby coś zdziałać.
- Amon musiał się nieźle napracować, żeby cię poskładać –
wyszeptał niemal bezgłośnie.
Chciał dotknąć chłopaka, ale bał się, że ten rozpadnie się na
milion kawałeczków. Wyciągnął w jego kierunku rękę, ale szybko ją cofnął. Nie
mógł pozwolić, żeby coś przeszkodziło w regeneracji przyjaciela.
Teraz, gdy już przekroczył jedną granicę, to stał się silniejszy.
Nie pozwoli, aby jego najbliższym stała się krzywda.
Ale był tylko człowiekiem i jego umyśle szalała burza wyrzutów
sumienia.
*
Wrócił do domu w nocy, chociaż bał się. Jakby nie był godny, aby
tam przebywać, ale skoro jego ojciec mógł, to on także może.
Wszedł przez okno do pokoju Lena. Nie chciał zapalać światła,
księżyc w pełni już i tak dostatecznie oświetlał pomieszczenie.
Poczuł ból w sercu, tyle razy tutaj był, myślał i… myśli o Lenie
nadal był zbyt świeże i mocne.
Jak Naruto Uzumaki, Hokage mógł pozwolić pójść na misję uczniowi
Akademii? Zagryzł wargę do krwi. To była jego wina. Wiedział, że już nie będzie
potrafił wybaczyć mu tego, nie będzie mógł z nim nawet zamienić choćby słowa.
Jego ojciec na to nie zasługiwał, dopóki nie odpokutuje. To on go zabił.
Nagle jego zabójstwo stało się takie… małe, w porównaniu krzywdy,
jakiej zrobiono Lenowi i… jemu.
Wszedł do swojego pokoju. Na komodzie od razu zauważył Kirę –
swoją katanę, którą… zabito Lena. Którą on przebił ciało Gyatamaru. Mój zabójca.
Otworzył szafkę i wyjął z niej swoje ubrania na zmianę - granatową
tunikę zapinaną klamerkami przez środek, czarne spodnie oraz niebieską opaskę
ninja. Przeczesał dłonią nieco rozczochrane popielate włosy, które lekko opadały
na bladą, smukłą twarz. Odetchnął głęboko, odchylając szyję do tyłu i zdjął
koszulę szpitalną, której pozwolił opaść na podłogę. Założył swoje ubrania i
buty.
- Ren? – Blondyn usłyszał cichy głosik z za drzwi. Jego matka
weszła do środka i zobaczyła go stojącego przy oknie w pełnej poświacie
księżyca. – Kochanie, co tu robisz? – spytała jeszcze ciszej.
Pomimo tego, że wcześniej z nią prawie nie rozmawiał, to dzisiaj…
się załamał.
- Ciii, mamo – odpowiedział i podszedł do kobiety. – Już wszystko
będzie dobrze – powiedział i chwycił ją w ramiona. Ta zacisnęła ręce w uścisku.
Tak bardzo pragnęła, aby to była prawda. Jego matka była taka delikatna i
wrażliwa jak w młodości. Nie poznawała syna, ale wiedziała, że musi go
zaakceptować. W końcu była matką. I pragnęła zachować chociaż jednego syna przy
sobie.
Ren puścił Hinatę i zapalił wreszcie lampkę. Kobieta podeszła do
niego i usiadła na łóżku. Zaczęli rozmawiać, ale nie pytała o zabójstwo, nie
oskarżała go, nie atakowała. I Ren czuł, że kocha ją, że ona chciała chronić
jego jak i Lena. Kłóciła się, żeby młodszy brat nie szedł. Doceniał to.
Len i Gyatamaru nie byli jego winą.
Postanowił już nie roztrząsać tego więcej, nie mógł pozwolić, żeby
to, co miało go uczynić silniejszym, stało się jego słabością. Nigdy więcej. To
była kolejna lekcja, kolejna zmiana potrzebna w imię większego
celu.
Dla wszystkich.
*
Nazajutrz rano postanowił pójść do szpitala odwiedzić Asha.
Recepcjonistka patrzyła się na niego z wyrzutem, że jak on to mógł uciec ze
szpitala, a na Egzaminie kogoś zabić. Cóż, widocznie nie znała zbyt dobrze syna
Hokage, ale chyba nikt nie znał. Sam by się tego nie spodziewał.
Kobieta w końcu kiwnęła głową i powiedziała mu, że chłopak
cudownie ozdrowiał i nawet się już obudził.
Musiał podziękować Amonowi.
Gdy poszedł pod salę usłyszał głos Katona. Kłócił się z Ashem, a
przechodzące pielęgniarki nie reagowały, nawet Suki przeszła szybko, udając, że
go nie zauważyła. Aż zdenerwował się na ludzi pracujących tutaj. Taka sytuacja
u Asha mogła spowodować pogorszenie się jego stanu. Przecież on umierał. Był
jedną nogą po drugiej stronie. A wszyscy ignorowali to, Ash się kłócił z
bratem. Najwyraźniej Sakura – dyrektorka szpitala na wszystko pozwalała.
- Jak mogłeś parać się zakazanymi Jutsu! – krzyknął Katon.
- Mogłem i zrobiłem to! – odpowiedział.
- Dlaczego?! – spytał gwałtownie.
- Widzisz, ty możesz mieć normalne sposoby, ja musiałem inaczej
zdobyć siłę – odpowiedział stanowczo.
- O czym ty mówisz, Ash? Jesteś beznadziejny, ale jak mogłeś się
prawie zabić? Jesteś potrzebny dla ojca! – Jego słowa zraniły by najtwardszą
osobę.
Z za drzwi Ren słyszał chlipanie. Ash musiał się aż… rozpłakać.
- A dla rodziny nie? Żeby przedłużyć klan, przekazać kekkei
genkai, ale nie po to, żeby być razem. Kochać się, jeść wspólnie posiłki, spać
w jednym domu, dzielić razem ze sobą chwilę!
Nadal był zły na Asha. Zakazane techniki, nie chciał, aby jego
młodszy brat uczył się zakazanych technik! Sam czuł obrzydzenie na myśl o tej jednej
pieczęci, którą potrafił. O tej przeklętej Masce, którą musiał założyć. O tym
jego przeznaczeniu, które wyznaczył mu ojciec.
- Dla nas też – odpowiedział Katon bez przekonania. To były tematy
nieporuszane w domu.
- To ty jesteś mu potrzebny, pieprzony znawca Sharingana i
ulubieniec tatusia! – Zaczerpnął oddech. - Ignorowałeś, kiedy ojciec wyżywał
się na mnie albo Junie. I jak za to zapłaciliśmy? Bo na Egzaminie chcieliśmy
pokazać tylko ojcu, że nie jesteśmy do niczego!
- Nie…
Usłyszał jak Katon również zaczyna płakać. Ren zaczął się
wycofywać, nie powinien tutaj być, nie powinien tego słyszeć, ale usłyszał
jeszcze dwa zdania.
- Nasz klan… Jesteśmy zepsuci.
---------------------------------------------
Witajcie, Skarby!
Smutny był ten rozdział... Muszę wam powiedzieć, że słuchałam przy nim tej nutki z Naruto Theme i się popłakałam.Bardzo lubiłam Gyatamaru... był takim dobrym człowiekiem, chciał być jak Naruto...
Mam nadzieję, że za nim tęsknicie tak mocno jak ja. Odrobinkę się teraz wszystko pokomplikowało.
Masz rację, smutny jest ten rozdział... Wciąż nie mogę w to uwierzyć, że Gyatamaru tak po prostu został zamordowany przez Rena... Kosuke, choć go tak bardzo kocham, zniszczył syna Naruto i z tego powodu jest mi okropnie smutno.
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej jedno - Hinata zaakceptowała go mimo tego morderstwa. To cudowne. Czekam na resztę!
Dziękuję pięknie za komentarz ;)
Usuń