Siła i
Słabość
Ash z niecierpliwieniem wpatrywał się w ojca. Czuł napięcie i
jednocześnie strach przed walką. Miał nadzieję, że najsilniejsi przeciwnicy
będą walczyć między sobą, ale tak naprawdę… już nie było słabych osób. Tylko
Jun. Wiedział, że pokonałby Juna bardzo szybko.
Może jeszcze z Azulą by sobie poradził, chociaż sam nie wiedział.
To właśnie ona zawsze kontrolowała sytuację. Nawet kiedy wydawałoby się, że
wszystko idzie nie po jej myśli, to tak naprawdę cały czas rozdawała karty.
Z Makedą mógłby wygrać, bo mimo wszystko Byakugan był jej
najsilniejszą stroną, a ta ukrywała go przed innymi.
Z Renem też miał spore szanse, jednak… Ash wyczuł, że coś się w
nim zmieniło od zabicia Lena. Był… trochę inny, jakby ciągle bił się w myślach
sam ze sobą, a jakaś część jego duszy wygrywała. Wydawał się taki… świadomy.
Wiedział coś, czego oni nie. Jakby posiadł tajemnice, które go przewyższają.
Nie wiedział, czy dobrze interpretuje zachowanie Uzumakiego, ale ufał swojemu
szóstemu zmysłowi.
Został jeszcze Gyatamaru. Bardzo dużo mówi, ale umiejętności ma
małe. Wiedział o nim niewiele, mimo że ten był w drużynie jego brata i chodzili
razem do Akademii. Czerwonowłosy raz nie zdał. Potrafił się nieźle bronić i
używać katany jak Ren.
Jednak inni… Wszyscy posiadali unikalne umiejętności. Mieli
ogromne pokłady chakry.
Ren obserwował Asha. Widział, że chłopak był rozdrażniony, a
presja wydawała się go przytłaczać. Miał ochotę położyć mu rękę na plecach i
wesprzeć. Nie powinien okazywać swoich słabości. Nie, kiedy inny mogli je
wykorzystać. Jego przemyślenia przerwał Sasuke.
- Pierwsza przerwa dobiegła końca i pora wyprać następną parę! –
powiedział, ustawiając się na środku pola walk.
To teraz.
Na ekranie pojawiły się kolejne dwa nazwiska.
- Chase no Sabaku i Ash Uchiha! – krzyknął Sasuke i spojrzał na
syna.
Po prostu nie wierzył, że to on padł na syna Kazekage. Na
chłopaka, który pokonał tyle drużyn i był razem z Katonem faworytami całego
Egzaminu.
- Wygram to, Uchiha! – powiedział, uśmiechając się wrednie. Cały
emanował pewnością siebie i momentalnie zdenerwował Asha. Jego przeciwnik już
czuł się ja wygrany.
Uchiha nie zdążył nawet zareagować, bo w mgnieniu oka Chase
pojawił się przy jego ojcu.
- Idź, Ash – powiedział do niego Ren.
- Dasz radę – dodała łagodnie Makeda. – Musisz tylko pokazać swoje
umiejętności. Nie musisz nawet wygrać – pocieszała przyjaciela z drużyny.
Gdyby to było takie proste… Ale on musiał wygrać. Dla Juna, dla
udowodnienia ojcu swojej siły. Nie mógł przegrać. Będzie walczyć.
– Nie widzieliśmy tak naprawdę jego umiejętności. Może jest
słabszy niż to mówią plotki – mruknęła dziewczyna.
Ash tylko kiwnął do Rena i spojrzał ponownie na Chase’a. Miał
bardzo wysokie mniemanie o sobie. Chciał już na wstępie pokazać wszystkim, że
nie mają z nim szans i jest najlepszy. Jego włosy w kolorze karmelu rozwiewał
wiatr, a czarne oczy migotały. Chodził bez koszulki, miał jedynie narzuconą
czerwoną kamizelkę na plecy, która zawsze była rozpięta. Nosił długie spodnie i
naszyjnik z czerwonym kryształem na szyi.
Chase pomachał do ojca w loży Kage.
- Idę – szepnął Ash.
Po chwili Uchiha wyskoczył przez barierkę. Miał w końcu misję. Był
zdeterminowany, żeby wygrać. Chwilę potem był już przy ojcu. Spojrzał na
Chase’a, który stał naprzeciwko niego.
Dlaczego ten głupek miał tyle pewności siebie?
- Gotowi? – spytał Sasuke.
- Tak! – warknęli jednocześnie.
- Zaczynajcie! – krzyknął Uchiha, a tłum zaczął wiwatować.
Ash wzbił się szybko w górę i w przegryzł kciuk prawej dłoni.
Popłynęła z niego krew, którą przycisnął do lewego nadgarstka. Na bandażu
pojawiła się pieczęć. W mgnieniu oka odpieczętował kunie, które rzucił jeszcze
w locie w Chase’a.
Jego to nawet nie ruszyło. Nie próbował odskoczyć ani obronić się
kunaiem. Ash zdziwił się, bo sądził, że chłopak obije atak.
- Ash! – krzyknęła Makeda z loży. – Za tobą!
I po chwili piaskowa ręka ściągnęła go boleśnie na Arenę. Uchiha
przeklął pod nosem, kiedy poczuł tępy ból w całym ciele po zderzeniu z ziemią.
Jednocześnie Chase’a otoczyła tarcza, która zniknęła na chwilę. Widział jego
uśmiech.
Chłopak wyciągnął rękę, a jego piaskowa imitacja robiła to samo.
Przyciągała go do niego za kostkę.
- I jak tam, Uchiha? – spytał, widząc Asha, który próbował się
zatrzymać i łapać kamienie na ziemi. – Dobrze się idzie?
- Zamknij się! – krzyknął.
Wiedział o tym, że Kazekage panował nad piaskiem przez to, że miał
w sobie jednoogoniastą bestię, ale Chase nie mógł… Nie powinien też tego umieć.
Demon przecież nie jest dziedziczny. Czyżby to było kekkei genkai?
Odwrócił się na brzuch. Nie mógł pozwolić, żeby Chase go do siebie
przyciągnął. Wbił kunaia w ziemię i zaczepił się mocno, drugim przeciął
piaskową rękę. O dziwo piasek był bardzo sypki i potrzebował parę sekund, żeby
się znowu połączyć.
Jedną ręką odpieczętował kolejną broń. Tym razem były to
shurikeny, które poszybowały w stronę Chase’a. Ten nadal stał niewzruszony.
Tarcza piaskowa odgrodziła go od broni. Wszystkie upadły na ziemię.
- I będziesz robił to samo przez piętnaście minut? – spytał.
- A żebyś wiedział – odpowiedział Ash z pogardą.
- Jestem lepszy – stwierdził arogancko Chase. – Zakończę to
przedstawienie już teraz.
Piasek zdołał okrążyć Uchihę z każdej strony. Ten spanikowany
szukał szybko w głowie rozwiązania. Skoczył wysoko na zdrowej nodze tak, żeby
piasek nie zdołał go dosięgnąć.
Miał plan awaryjny. Ostatnią deskę ratunku, której nikomu nie
pokazywał. Spojrzał się w oczy ojca. Ten patrzył na niego sucho, wydawał się…
naprawdę rozczarowany, jakby przez sekundę wierzył w niego i tę wiarę stracił.
Nie chciał tego robić. Liczył, że zda bez swoich specjalnych
technik. Nie chciał pokazywać swoich umiejętności, chociaż właśnie na tym
polegał Egzamin. Zdjął w górze swoje buty i wycelował nimi w Chase’a.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Co to ma być? – Roześmiał się jeszcze bardziej, łapiąc w dłonie
buty Uchihy. – Bronie ci się już skończyły? – dodał. – A może…
Chase nie zdążył już nic powiedzieć, bo pod butami znajdowały się
naklejki wybuchowe. Chłopak nie zdążył zareagować. Eksplozja powaliła go
boleśnie na ścianę, w którą wbił się mocno.
- Cholera – jęknął, a jego piasek ponownie go otoczył. – Gdzie
jesteś, Uchiha?! – krzyknął do chmury dymu. Zaczął biec do Asha, który… zwabił
go tam.
Ash wziął jednego kunaia i przejechał nim po ramionach, plecach,
brzuchu, klatce piersiowej i całych nogach. Jego ciało pokrywała teraz krew, a
bandaże zaczęły przesiąkać. Wyglądał okropnie, ale nikt z tłumu jeszcze nie
mógł tego ocenić. Pod stopami odpieczętował jedną z jego najsilniejszych
pieczęci. Coś nad czym pracował ostatnie lata i nie pochwalił się nawet Tenten.
To była jego tajemnica przed mistrzynią i światem.
- Katon! – krzyknął. Starszy brat zdziwił się w loży. Nie
spodziewał się, że będzie wzywał jego imię w trakcie walki. Prychnął tylko,
przecież i tak by mu nie pomógł.
W chmurze dało się usłyszeć krzyk Chase’a. Pył opadł i widać już
było walczącego Asha. Z jego nóg wydostawał się ogień. Cały czas skakał i
wykonywał taijutsu nogami. Wyglądało jakby naprawdę panował nad żywiołem, ale…
on zapieczętował płomienie w swoim ciele.
Ren aż nie mógł uwierzyć w to, co widzi. On rzeczywiście nagiął
naturę i wykorzystywał ją, chociaż sam nie miał chakry ognia. Ash był na tyle
szybki, że piasek Chase’a nie nadążał. Zdołał go dopaść.
Miał poparzoną rękę. Próbował uciekać kawałek, jednak Ash mu na to
nie pozwolił.
- Co? – spytał z pogardą. – Już uciekasz? – spytał.
Ash zdjął koszulkę, a bandaż zsunął się z jego klatki piersiowej.
Pod każdym bandażem miał jeszcze kolejną pieczęć. Całe jego ciało
było poryte znakami. To było… przerażające. Z prawego oka Asha wypływała krew,
a lewe miał zamknięte.
- Suiton! – krzyknął a z jego brzucha zaczęła wypływać woda, która
wymieszała się z jego krwią.
Miał władzę nad tą odpieczętowaną wodą. Uniósł dłonie, a woda
poszybowała do Chase’a. Przykryła go całego i uwięziła w kulistym zbiorniku
wodnym. Nie mógł oddychać, jednak… mimo wszystko, jego twarz nie zmieniła
wyrazu. Nadal był uśmiechnięty i taki… arogancki.
Ash chciał zedrzeć z niego tą pewność siebie.
Piasek zaczął ponownie go otaczać.
To wszystko… to były zakazane jutsu. Pieczęcie powodowały szkody w
jego organizmie. Wyglądał z każdą sekundą coraz gorzej.
- Raiton! – wrzasnął znowu Uchiha, a z jego palców wystrzeliły
błyskawice, rażące Chase’a.
To była próba zaimponowania ojcu.
Poczuł, że robi mu się słabo. Przytrzymał rękę przy ustach, czując
że zaraz zwymiotuje. Dlatego się tak poświęcał? Dla ojca, dla którego nic nie
znaczył?
Oczekiwania. Że będzie lepszy niż Jun. Że będzie się odpowiednio
zachowywał, jak na członka klanu Uchiha przystało. Że będzie kimś, kim nie
jest.
Przed oczami przeleciało mu wszystko.
Ash wziął głęboki oddech i spojrzał na swoją wodną kulę. A tam, w
środku Chase zaczął się… rozmywać. Zmienił się w piasek, a wcześniej jeszcze
mrugnął do niego.
- Wiesz, co nas różni? To, że ty chcesz pokazać, jak silny jesteś,
a ja po prostu taki jestem. Nie muszę się nawet starać – powiedział wprost do
ucha Asha.
Uchiha zaskoczony krzyknął. Postać Chase’a zmaterializowała się za
nim i objęła go mocno. Odkaszlnął, a z jego gardła wydobyła się krew. Ona była
wszędzie. Cały był w ranach, które sam sobie zrobił. Jego ciało pokrywały
czerwone pieczęcie. Miał poparzone, nagie stopy i porozdzierane od żywiołu
ubrania i bandaże. Z oczu płynęły mu krwawe łzy.
- Koniec walki! – krzyknął Sasuke, a tłum się wzburzył. Pragnęli
brutalności. Chcieli patrzeć jak syn Kazekage zabija syna Hokage. To byłaby dla
niech tylko rozrywka, a oni walczyli naprawdę. – Chase no Sabaku wygrywa!
Chase puścił Asha, który padł twarzą na ziemię.
- Medyka! – wrzasnął ponownie Sasuke i podszedł do pokonanego
syna. Kucnął i chwycił go za rękę, a potem ułożył w pozycji na boku. Ash miał
zaciśnięte oczy. Nie chciał, żeby ojciec widział go w takich chwilach. Cudem
powstrzymywał szloch.
A najgorsze było to… upokorzenie, że nie zdołał zaimponować ojcu.
Pokazać, że jednak jest się… wystarczającym. Udowodnić, że też może być kochany
jak Katon… To wszystko przepadło.
*
Chase wpadł do loży, kopiąc drzwi nogą.
- Jestem! – krzyknął, a Hane podbiegła do niego.
- Brawo, Chase! Jak zwykle najlepszy! – powiedziała dziewczyna i
przybiła mu piątkę. Mimo że sama nie dokończyła walki, to cieszyła się ze
zwycięstwa przyjaciela.
- Uchiha był łatwizną! – rzekł szybko. – Tylko zostawił mi jedną
pamiątkę – dodał po chwili, pokazując zabandażowane przedramię.
- Poparzył cię? – Ryo bardziej stwierdził niż spytał, a Chase
przytaknął.
- Zmiażdżymy Konohę, mówię wam – powiedział z pewnością siebie i
przeciągnął się. – Jeszcze tylko ty zostałeś, Ryo.
- Nie będzie problemu – powiedział i poprawił chustkę zasłaniającą
jego usta. - Na sto procent wszyscy zdamy – odparł seledynowłosy.
- Zbyt duża pewność siebie szkodzi – wtrącił się do rozmowy Katon.
Drużyna z Wioski Piasku irytowała go niesamowicie. Od początku byli niemałą
sensacją. Chase denerwował go tak samo jak Asha.
- Rozwaliłem twojego brata, ciebie też mogę pokonać – powiedział dumnie
Chase z podniesioną głową. – A pewnie wcale nie jesteś silniejszy od niego.
- Katon, nie daj się sprowokować – powiedział Gyatamaru, chcąc
ostudzić nieco konflikt między chłopakami.
- Dokładnie – dodała cicho Asoka. Wiedziała, że Katon potrafił
mieć czasem… ognisty temperament.
- Jestem faworytem całego Egzaminu – warknął wściekły Uchiha.
Asoka podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu, chcą sprawić, żeby ten
się uspokoił. Odtrącił ją i spojrzał się wojowniczo na chłopaka.
- No, i? – spytał się Chase z wkurzającym uśmiechem. – Ja też. To
nic nie znaczy – dokończył, rozkładając ręce.
- Jak chcesz możemy walczyć i po Egzaminie – odparł, marszcząc
brwi.
- Jesteś pewien? – spytał się zdziwiony. Cóż, nie sądził, że Katon
będzie się tak wyrywał do walki. Najwyraźniej to nie był jego najlepszy dzień.
Różowowłosy wydawał się być wyprowadzony z równowagi.
- A co, rezygnujesz? – spytał.
Chłopak się zaśmiał i przeczesał włosy w karmelowym kolorze.
- W życiu, Uchiha! – odpowiedział Chase. – Nie masz ze mną szans!
- Katon, spójrz – powiedziała Azula, wskazując na tablicę
losującą.
A Katon tylko uśmiechnął się, słysząc, jak ojciec wykrzykuje
imiona kolejnych przeciwników.
- Następnie będą walczyć Katon Uchiha i Ryo!
Tego właśnie potrzebował. Los mu sprzyjał.
Witajcie, Skarby!
Chciałabym tylko przypomnieć, że Neji u mnie w opowiadaniu czyta się jako Neji, a nie Nedżi, stąd charakterystyczna odmiana z końcówką - a. A Jun to Jun, a nie Dżun ;)
A kto czytał zapowiedź, ten wie, jak bardzo myląca była! Można było się spodziewać Ash x Ren, a tu niespodzianka ;)
A ten rozdział to był PÓŁMETEK tomu I ♥
---------------------------------------------------
Witajcie, Skarby!
Chciałabym tylko przypomnieć, że Neji u mnie w opowiadaniu czyta się jako Neji, a nie Nedżi, stąd charakterystyczna odmiana z końcówką - a. A Jun to Jun, a nie Dżun ;)
A kto czytał zapowiedź, ten wie, jak bardzo myląca była! Można było się spodziewać Ash x Ren, a tu niespodzianka ;)
A ten rozdział to był PÓŁMETEK tomu I ♥
Już myślałam, że to będzie Ash x Ren, dobrze że jednak nie. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, uff! Chociaż miałam szczerą nadzieję, że jednak to Ashowi się uda, a tu jednak nie. Chociaż za Katonem nie przepadam, a jako tak myślę, że Ryo może być fajny, to jednak liczę na to, że Uchiha pokaże na co go stać! Niech pomści swojego brata, mógłby to zrobić...
OdpowiedzUsuńGratulację półmetka! Czekam na więcej ^^
Będziesz jeszcze płakać za to, co napisałaś. 2 tom czeka. Ryo polubisz, to taka miła, skryta osóbka.
Usuń