Śmiertelna
Rana
Sasuke zaczął głośno
dyszeć, cudem wyrwał się z genjutsu Juna. Padł na ziemię, a z jego czoła
kapnęła kropelka potu. Był wykończony jakby pobiegł do Wioski Chmury i z powrotem.
Nawet nie widział jak długo syn trzymał go pod Tsukuyomi. W tamtym, przeklętym świecie były to dziesiątki dni. Cały czas w głowie miał te same momenty, całkowicie na łasce drugiej osoby.
Nawet nie widział jak długo syn trzymał go pod Tsukuyomi. W tamtym, przeklętym świecie były to dziesiątki dni. Cały czas w głowie miał te same momenty, całkowicie na łasce drugiej osoby.
Uchiha nie miał czasu
na odpoczynek, bo już po chwili uderzyło w niego złe przeczucie. Zdążył jedynie
podnieść głowę do góry i przetoczyć się odrobinę dalej, unikając piekielnego
ognia Amaterasu.
Szybko wstał na
drżących nogach i odbiegł kawałek, robiąc uniki. Szybko aktywował swoje Susano.
- Nie możliwe, że
nauczyłeś się Tsukuyomi i Amaterasu! – krzyknął Sasuke, patrząc na syna, który
wydawał się nawet nie zmęczyć. – Musiałbyś wiedzieć jak! Musiałbyś mieć
nauczyciela, a tylko ja… - urwał.
- I miał.
Sasuke obrócił się, a
jakby z nikąd pojawił się Kōsuke. Starszy zmarszczył brwi. Dwudziestolatek
wyglądał inaczej niż go ostatnio zapamiętał. Jego czarne włosy rozwiał wiatr.
Mężczyzna spojrzał się na niego czarnymi oczami. Miał na sobie siateczkową
bluzkę i czarne spodnie. Na wszystko miał narzucony płaszcz.
- Mnie – dokończył
Kōsuke, tworząc czerwoną barierę wokół Sasuke, zmuszając go do tego, aby
dezaktywował Susano.
Uchiha walnął
pięściami w barierę, ale nie mógł jej ruszyć. Nie chciał sam sobie przyznać, że
po prostu nie był w stanie panować nad swoją chakrą, Susano zabrało mu ostatnią
iskrę kontroli. Nie mógł użyć Rinnenagna, coś go blokowało.
- A kim ty niby
jesteś? – spytał, wpatrując się w Kōsuke. - Dzieciak z Chmury, który popsuł mi
plany – dokończył.
- Jeszcze się nie
domyślasz? - Podszedł jak najbliżej
tylko mógł. - Spójrz na mnie! – krzyknął Kōsuke. – Spójrz mi w oczy! Widzisz?!
– wrzeszczał.
Chciał go złapać
mocno za szyję i powoli patrzeć, jak Sasuke umiera. Jak wydaje ostatni krzyk i
ostatnie tchnienie, a jego ciało traci siłę. Twarz zaczynałaby łagodnieć, a
oczy stałby się puste. Na zawsze.
Ale to nie była jego
rola. To musiał zrobić Jun.
Wzrok Sasuke się
zamazał. Nadal nie wiedział, o co chodzi. Nie wiedział, co się tu dzieje i
dlaczego czuł, że cała chakra odchodzi z jego ciała. Jakby został wyssany i nie
miał siły na nic.
Uchiha przeklął pod
nosem. Czuł, że młody Uzumaki maczał w tym palce. Katon czuł się identycznie,
gdy zaczął walczyć z Renem.
Sasuke zacisnął
dłonie w pięści, przez chwilę zapominając, gdzie tak naprawdę jest.
- Obudź się! –
krzyknął Jun.
I wtedy, kiedy jego
najmłodszy syn stanął obok Kōsuke… to
coś go uderzyło. Tak mocno, że aż całe powietrze uleciało mu z płuc.
- Marzyłem, żeby ci
to powiedzieć. – Kōsuke przerwał rozmyślania Sasuke. – Całe dnie spędziłem na
planowaniu, na wyobrażaniu sobie tej scen, aż do tej chwili… Pragnąłem tego,
odkąd dowiedziałem się o swoim ojcu – mówił, jakby odkrywał całego siebie.
Jakby kierowała nim żądza.
- O czym ty mówisz? –
spytał.
- Zabiłeś mi ojca –
powiedział wreszcie Kōsuke.
Sasuke poczuł jak
jego serce zabiło mocniej.
- Itachi – wyszeptał
cicho.
- Przez ciebie byłem
tyle lat samotny – odpowiedział gorzko dwudziestolatek. W jego oczach pojawił
się Sharingan.
Sasuke zrobił krok do
tyłu. Czuł, że historia zatacza koło.
- Ja też byłem
samotny! – wydarł się, chcąc się wydostać. Nie mógł tu dłużej być, nie mógł
oddychać. Czuł, że się dusi mimo tego, że powietrza miał pod dostatkiem. –
Itachi wymordował mi całą rodzinę! Gdy dowiedziałem się o nim prawdę, to
żałowałem tego najbardziej na świecie! – krzyczał jakby ogarnięty w szale. -
Nie wiedziałem, że on był… dobry… - Padł na ziemię i chciał objąć rękami zwoje
kolana.
Oczy Sasuke zmieniły
wyraz… jakby wreszcie obudził się z kilkuletniej śpiączki.
- Spójrz na to, co
zrobiłeś – zaczął Kōsuke. – Zabiłeś osobę, która kochała cię najmocniej na
świecie. Całe lata krzywdziłeś ludzi, żeby potem udawać przykładnego obywatela.
Chociaż tak naprawdę byłeś potworem. Zamordowałeś Czwartego Raikage. Knułeś z następnym
Raikage, żeby oddać Wioskę Liścia w zamian za dwuogoniastą bestię. Zmusiłeś
pierworodnego do stania się naczyniem na chakrę Matatabiego, krzywdziłeś go i
katowałeś na treningach. Wyrzuciłeś z domu Asha. Zdradziłeś żonę i pozwoliłeś,
żeby Ren zabił Gyatamaru. Zaplanowałeś atak na Shikamaru, Hinatę, Lena i Rena.
Zleciłeś swojej małej córce zabójstwo, co spowodowało, że Lena już z nami nie
ma. Doprowadziłeś do tego, że dwie kobiety, które cię pokochały i urodziły ci
dzieci, się zabiły. Znęcałeś się nad Junem i zapieczętowałeś mu dostęp do
potężnego Sharingana.
Sasuke opuścił głowę.
- Jesteś śmieciem –
powiedział z pogardą Jun. – A to nie
wszystko, co mamy ci do powiedzenia.
- Od chwili, gdy moja
mama przed śmiercią powiedziała mi o ojcu, od razu zacząłem zbierać informacje
i osoby, które mogłyby mi pomóc – powiedział oczarowany tym, czego już dokonał.
- To ja wyszkoliłem Juna i Rena – wyszeptał z dumą.
Sasuke nadal nie
podnosił głowy.
- Prawdziwa władza
nie polega na byciu silnym, a na manipulowaniu silniejszymi od siebie – dodał Kōsuke.
– Sprawiłeś, że każdy członek rodziny Uchiha cię nienawidzi.
Juna aż odepchnęło.
Cały trzeci etap Egzaminu na Chūnina, gdy miał jedenaście lat. Ten, który
wyprowadził z równowagi drugą osobę, wygrywał. Kōsuke mówił prawdę.
Dwudziestolatek
opuścił czerwoną barierę. Teraz już nic nie przytrzymywało Sasuke.
- Teraz jednoczy was
jeden cel, którym jestem ja. A co będzie, gdy każde pójdzie w inną stronę albo
się pokłócicie? Kłótnie są powszechne dla klanu Uchiha. Sharingan to klątwa –
powiedział, szybko wstając. Na jego twarzy znowu pojawił się przebłysk starego
Sasuke.
Jun przybrał pozycję
bojową i robił krok do tyłu. Musiał być w pełni gotowości.
- Zapamiętaj moje
imię, starcze – powiedział mężczyzna, odchodząc. – Jestem Kōsuke Uchiha.
*
Jun ponownie zaczął
walczyć z ojcem, który po chwili opadł z sił. Jego twarz ponownie się zmieniła.
Sasuke zaczął szybko oddychać, łapiąc hausty powietrza. Po chwili runął,
uderzając mocno głową w ziemię.
Jun zatrzymał się.
Nie wiedział, co się dzieje z ojcem. Jakby w były w nim dwie osoby. Jakby cały
czas walczył.
Z oczy Sasuke zaczęły
lecieć łzy, a jego ciałem targnął szloch.
- Jun – wyjęczał,
przełykając ogromną gulę goryszy w gardle. – Moje dziecko – wyszeptał. – Co ja
zrobiłem?
Syn podszedł do niego
i powoli, jakby bojąc się, że ten może go zaatakować, położył na jego twarzy
swoją rękę.
- Co się z tobą
dzieje? – spytał tylko, nie wiedząc jak ma się zachować. Ta cała sytuacja
wydawała mu się być komiczna.
- Ja – zajęknął się.
– Musisz mnie posłuchać – wyszlochał. – To tylko chwila, gdy jestem normalny.
Czasem mam takie przebłyski, że odzyskuję kontrolę, ale to tylko chwile. Ja już
nie wiem, kim jestem – przyznał smutno.
Łzy leciały po jego
policzkach i kapały na ziemię.
- Co to znaczy? –
odparł Jun.
- Pamiętasz, jak cię
kiedyś pogłaskałem po włosach i przytuliłem? – spytał. Syn kiwnął głową. – To
było po tym jak prawie zabiłem Katona – przyznał z bólem, który ściskał jego
serce.
Jun otworzył szeroko
oczy. Zacisnął dłoń w pięść. Sam miał ochotę zamordować Sasuke, chociaż… czuł,
że mówił prawdę. Chciał w to wierzyć. Z resztą miał tyle dowodów. Może mimo Mangekyō
Sharingana nadal był ślepy?
- Ostatnio kontrolę
odzyskałem na Egzaminie na Jōnina! – Przetarł oczy. – Żeby potem jeszcze
mocniej zaatakowała moja druga strona. Pokazałem Renowi zabicie Lena, żeby ten
spróbował mnie zabić, bo tylko w takim przypadku przestałbym robić te wszystkie
złe rzeczy!
Nie potrafił ich powstrzymać. Słowa same płynęły mu z ust. Musiał powiedzieć
prawdę Junowi, która pragnęła wydostać się z pękniętego serca. Wszystko, co ukrywał
i odpychał od siebie, zostało wypuszczone na światło dzienne.
- Posłuchaj mnie –
zaczął znowu Sasuke, powstrzymując szloch.
Jun dziwnie się czuł,
patrząc na swojego ojca. Jego oczy wyrażały ból, a wokół nich znajdowały się
zmarszczy, które pokazywały jak wiele przeżył. To był jego ojciec. Stary,
prawdziwy, ten, który go jednak kochał.
- Musisz mnie zabić –
powiedział stanowczo Sasuke.
- Ale… - Jun chciał
dokończyć, ale ojciec mu nie pozwolił.
- Ja chcę umrzeć,
będąc sobą – wyznał.
On nie udawał. Sasuke
naprawdę był chory psychicznie.
Syn kiwnął głową.
Wstał i obrócił się, podszedł do katany wbitej w jedno z drzew. Ręką starł łzę,
która wypłynęła z jego oka. Wcześniej było prościej zabić znienawidzonego ojca,
ale teraz z wiedzą, że ten był po prostu chory…
Musiał być silny.
- Chciałem cię
obronić, Jun – wyszeptał. - Z zapieczętowanym Sharinganem klątwa mogła cię
ominąć. A ja nie mógłbym cię odpieczętować, to znaczy, że nie mogłem zrobić z ciebie potwora – dodał. – Przytul mnie ostatni raz – poprosił.
Jun owinął swoje
ramiona wokół jego szyi i poczuł uścisk ojca na swoich plecach. Wtulił się w
jego włosy, które pachniały… rodziną…
Jun zacisnął zęby i
uwolnił jedną rękę, a następnie wbił mocno katanę w ciało Sasuke.
Ten tylko wydał
cichy, miękki odgłos.
Prawdopodobnie nawet
się tego nie spodziewał. Nie w akurat tej chwili.
- Musisz… musisz
zabić każdego członka klanu Uchiha – powiedział cicho w ucho Juna. - W naszym
Sharinganie i krwi jest prawdziwa klątwa, która sprawia, że po jakimś czasie
każdemu sprawiamy tylko ból. Ta żądza krwi i władzy jest nam przeznaczona od
początku powstania chakry – wyjaśnił, ledwo co biorąc oddech. - Do tego
jesteśmy stworzeni… Ale, gdy już nas nie będzie, to… będzie wreszcie lepiej.
Krew zaczęła brudzić
jego ubranie, Jun miał wrażenie, że przesiąka go całego.
- A na końcu… Musisz
zabić siebie – wyszeptał. – To jest też w tobie – dodał.
Jun wyrwał się ze
słabego uścisku ojca.
- Tylko tak… można to
zakończyć. – Sasuke kaszlnął krwią.
- Ale… - zaczął syn.
Ojciec dotknął jego
policzka, brudząc go krwią.
- Ty… wyglądasz jak
on – wyszeptał. – Jak Itachi – sprecyzował. – Cieszę się, że to właśnie ty to
zrobiłeś.
- Nie! Nie możesz!
Tato! – krzyczał Jun, ale ręka Sasuke opadła na ziemię, a jego obraz zaczął mu
się zamazywać.
Uśmiechnął się, bo
zobaczył uśmiechniętą twarz Itachiego. Tak, jak wtedy, gdy go zabijał.
Zacisnął mocno dłoń
na swojej bluzce. Wpatrywał się w ojca. On nawet nie oczekiwał wybaczenia.
Czuł
wszechogarniający ból i cierpienie. Czuł, że w jego sercu powstaje rana, która
nigdy się nie zabliźni.
---------------------------------------------------------
Witajcie, Skarby!
Oto ostatni rozdział II tomu. Jak Wam się podobało?
Niedługo opublikuję post z informacjami, ponieważ UWAGA to nie jest ostatni rozdział na tym blogu!
Oto ostatni rozdział II tomu. Jak Wam się podobało?
Niedługo opublikuję post z informacjami, ponieważ UWAGA to nie jest ostatni rozdział na tym blogu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz