3 lutego 2019

Rozdarta Rana - 35

Młode Pokolenie
- Dosyć – krzyknęła nagle jedna z postaci. Wyszła z budynku i stanęła naprzeciwko Makedy. Odróżniało ją tylko to, że miała na sobie czarną maskę, którą po chwili zdjęła.
- Saya… - wyszeptała Makeda z szeroko otworzonymi oczami.
Czerwonowłosa spojrzała na shinobich ANBU.
- Wszyscy wchodzą do środka – powiedziała, a oni przez chwilę się nie poruszyli. – Już! – krzyknęła.
- Ale ktoś chce zabić Sasuke-sama! – powiedział członek klanu Hyūga. – On jest naszym… - nie dokończył, bo dziewczyna mu przerwała.
- Od teraz ja jestem waszym przywódcą. I zawsze byłam – odpowiedziała surowo. – A teraz macie skryć się w siedzibie i robić to, co wam rozkazałam!
Ninja uklęknęli przed nią na jedno kolano i z po chwili znajdowali się już w środku.
- Chcesz ze mną walczyć? – spytała Makeda, patrząc w czarne oczy Sayi.
- Nie. – Pokręciła głową. – Chcę, żeby wam się udało. Lepiej to niż… zabicie Hinaty i dziecka. On – mówiła o Sasuke – już za dużo cierpienia zadał innym. Trzeba to zakończyć.
- A więc jesteś po naszej stronie?
Dziwnie było Makedzie na nią patrzeć. Była tylko trzynastoletnim dzieckiem, dziewczynką adoptowana przez rodzinę Uzumakich. Nadal pamiętała jak Saya chodziła  w żółtej koszulce i szarych spodenkach, a na twarzy miała szeroki uśmiech. A teraz właśnie przejęła władzę i została przywódcą elitarnych jednostek ninja.
- Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła czerwonowłosa. – Klan…

*
Saken pociągnął Azulę za rękę i oboje wręcz wdarli się do gabinety Hokage.
- Wujku! – zaczęła zasapana dziewczyna. – Coś się dzieje z Katonem! Tata i ciocia są w rezydencji a niedaleko Katon… - urwała.
- Przeobraża się w bestię! – dokończył Saken.
Naruto szybko wstał z krzesła, które po chwili przewaliło się do tyłu. Zostawił wszystkie papiery jak leżały.
- Stracił kontrolę?! – krzyknął Uzumaki. – To nie możliwe, on już tak dobrze sobie radził – mruknął do siebie. – Jak to się stało? – spytał.
- Nie wiemy – odpowiedział czerwonooki. - Tuż po otrzymaniu tytułu Jōnina rozdzieliliśmy się. On… - przerwał na sekundę – wydawał się być dziwny, taki zdenerwowany.
- Gdzie on jest?
- Niedaleko dzielnicy klanu Hyūga – odpowiedział Saken. – Pana żona…
Naruto przerwał mu, natychmiast wychodząc. Musiał iść, żeby chronić Hinatę i dziecko.
Yūhi uśmiechnął się pod nosem. Był tyłem do Shikamaru i Azuli, więc ta dwójka niczego nie zauważyła. Obrócił się do nich już z normalnym wyrazem twarzy.
- Chyba nasza randka się nie uda – mruknął posępnie.
Dziewczyna wściekle spojrzała na niego, a Nara podszedł wezwał do siebie Konohamaru i rozkazał mu przejęcie stanowiska Hokage. Sam wyprowadził Sakena i Azulę, a następnie rozkazał im zwołać każdego wolnego ninje w Wiosce.

*
Jun pojawił się przy wyznaczonym miejscu. Na wzgórzu czekał jego ojciec i doskonale go widział. Stał wyprostowany, a wiatr rozwiewał jego włosy. Wyglądał jakby szykował się do ataku, a jednocześnie jakby odpoczywał we wszechobecnym spokoju i szumie drzew.
Sasuke otworzył oczy, kiedy Jun znalazł się przed nim. Syn oczekiwał aktywnego Sharingana, ale za to ujrzał tylko jego zimne czarne tunele.
- Jestem – zaczął.
- Spóźniony – odrzekł Sasuke.
- Miałem przyjść zaraz po tym jak mianujesz ich na Jōninów i akurat z nimi się minąłem, gdy tu biegłem – odpowiedział Jun, patrząc na ojca.
Sasuke prychnął.
- Co się takiego wydarzyło, że postanowiłeś się do mnie odezwać? – spytał prowokująco.
- Nie waż się mówić takim tonem do ojca – odpowiedział surowo.
- Wytresowałeś do tego Katona. Ash cię ignoruje, a ja… - przerwał. Cholera, naprawdę Kōsuke nauczył go tego. Doskonale wiedział, co chce powiedzieć i jak, żeby go to zabolało. - Może powinieneś mnie traktować jak brata, co?
Oczy Sasuke znacznie się otworzyły, a jego twarz zmieniła wyraz, ale po chwili znów przybrał swoją maskę obojętności.
- Nie żartuj sobie, Jun – powiedział jego imię jakby chciał się upewnić, że nie rozmawia z młodym Itachim.
- Masz rację, to zły pomysł, bo w końcu go zabiłeś – odpowiedział.
Miał tylko trzynaście lat… a posługiwał się już silnymi jutsu, doświadczył bólu, zdążył opuścić Wioskę, a teraz miał… Powinien dopiero skończyć Akademię i chodzić na pierwsze misje rangi D. Nie przeżywał szczęśliwego dzieciństwa, ale… zawsze będzie mógł doświadczyć prawdziwego czasu dorastania.
Sasuke zmarszczył brwi.
- Co, chciałbyś mnie zaatakować? – spytał Jun. – Szkoda, że odeprę każde twoje genjutsu – dodał, wskazując na swoje oczy. – Skąd wiesz, że ja się już nie zaatakowałem?
- Zamknij się! – podniósł głos. Sasuke rzucił mu przed nogi kamizelkę. – Miałem cię mianować na Jōnina, chociaż wiem, że to ogromny błąd.
- Naruto-sama ci kazał? – spytał. – Chcesz czy nie, to właśnie on jest prawdziwym Hokage. To on dba o Wioskę. Ty jesteś tylko kłamliwym potworem, który niszczy wszystko na swojej drodze. Każdą osobę… nie pozostawiając z niej nic – dokończył gorzko.
Wszystkie spojrzenia to tylko lód i pogarda. Sasuke traktował go od początku jak kogoś gorszego, nie wartego nawet zabicia. Jun przypomniał sobie każde złe słowo, które usłyszał. Kpinę i szyderstwo czy nawet nienawiść. Uwagi, które wbijały się jak senbon w jego serce, sprawiając, że całe dnie wewnętrznie krwawił.
Chwila dobroci tylko po to, żeby on mógł mu zadać jeszcze większy ból. Jak kubeł zimnej wody, który sprawiał, że stawał się tylko wrakiem człowieka.
Zabranie zabawek, pamiątek, a na końcu matki. Wszystkie te siniaki, wyrwane włosy.
Skoro on przeżywał takie piekło, to co dopiero musiał czuć Katon? Jun był na siebie wściekły, że tyle czasu go nienawidził i nie widział prawdy, która znajdowała się na wyciągnięcie ręki.
- Zabiję cię – powiedział powoli, patrząc w te cholerne chłodne oczy.
Sasuke zaczął się śmiać.
Juna przeszedł dreszcz.
- Wielu ludzi próbowało. ANBU, Kage wszystkich wiosek i nikomu się nie udało – odparł, nadeptując na kamizelkę, którą sam wcześniej rzucił mu pod nogi.
Jun zmarszczył brwi. Coś było nie tak. Sasuke wydawał się nie być rozstrojony samymi słowami. On… przypominał szaleńca. Przez chwilę mu się wydawało, że jego ojciec… cierpi.
- Jesteś słabym – zaczął Sasuke, ale syn nie pozwolił mu dokończyć.
Jun przybliżył się i wciągnął go w swojego Mangekyō Sharingana.

*
Ren wybadał swoim Byakuganem, czy Ash ustawił już wszystkie bariery. Zajęło mu to trochę, ale zielonooki dał radę. Chwilę później słychać już było kolejny wybuch w wiosce. Kōsuke rozpoznał szalejącą chakrę dwuogoniastego.
- Już czas.
Ren kiwnął głową i zaczął wytworzył drugą barierę tuż pod pierwszą. Irie jęknęła cicho przeciążona ilością chakry, którą musiała ukryć. Kobieta zaczęła drżeć z przemęczenia. Wydawało się jakby zaraz miała zemdleć.
Chwilę potem Kōsuke dezaktywował swoją barierę. Irie odetchnęła z ulgą.
Mężczyzna, nie odwracając się od razu, skierował się w stronę wzgórza.
Biegł aż nie natrafił na barierę stworzoną przez Asha. Mógł przez nią przejść, ale czuł się jakby przedzierał się przez coś gęstego i nieprzyjemnego. Przez chwilę nawet pomyślał, aby wrócić z powrotem do Wioski, ale szybko się otrząsnął.
Przynajmniej miał już pewność, że Ash wykonał dobrą robotę.

---------------------------------------------------------
Witajcie, Skarby!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy