Młode
Pokolenie
- Dosyć – krzyknęła
nagle jedna z postaci. Wyszła z budynku i stanęła naprzeciwko Makedy.
Odróżniało ją tylko to, że miała na sobie czarną maskę, którą po chwili zdjęła.
- Saya… - wyszeptała
Makeda z szeroko otworzonymi oczami.
Czerwonowłosa
spojrzała na shinobich ANBU.
- Wszyscy wchodzą do
środka – powiedziała, a oni przez chwilę się nie poruszyli. – Już! – krzyknęła.
- Ale ktoś chce zabić
Sasuke-sama! – powiedział członek klanu Hyūga. – On jest naszym… - nie dokończył,
bo dziewczyna mu przerwała.
- Od teraz ja jestem
waszym przywódcą. I zawsze byłam – odpowiedziała surowo. – A teraz macie skryć
się w siedzibie i robić to, co wam rozkazałam!
Ninja uklęknęli przed
nią na jedno kolano i z po chwili znajdowali się już w środku.
- Chcesz ze mną
walczyć? – spytała Makeda, patrząc w czarne oczy Sayi.
- Nie. – Pokręciła
głową. – Chcę, żeby wam się udało. Lepiej to niż… zabicie Hinaty i dziecka. On
– mówiła o Sasuke – już za dużo cierpienia zadał innym. Trzeba to zakończyć.
- A więc jesteś po
naszej stronie?
Dziwnie było Makedzie
na nią patrzeć. Była tylko trzynastoletnim dzieckiem, dziewczynką adoptowana
przez rodzinę Uzumakich. Nadal pamiętała jak Saya chodziła w żółtej koszulce i szarych spodenkach, a na
twarzy miała szeroki uśmiech. A teraz właśnie przejęła władzę i została
przywódcą elitarnych jednostek ninja.
- Muszę ci coś
powiedzieć – zaczęła czerwonowłosa. – Klan…
*
Saken pociągnął Azulę
za rękę i oboje wręcz wdarli się do gabinety Hokage.
- Wujku! – zaczęła zasapana
dziewczyna. – Coś się dzieje z Katonem! Tata i ciocia są w rezydencji a
niedaleko Katon… - urwała.
- Przeobraża się w
bestię! – dokończył Saken.
Naruto szybko wstał z
krzesła, które po chwili przewaliło się do tyłu. Zostawił wszystkie papiery jak
leżały.
- Stracił kontrolę?!
– krzyknął Uzumaki. – To nie możliwe, on już tak dobrze sobie radził – mruknął
do siebie. – Jak to się stało? – spytał.
- Nie wiemy –
odpowiedział czerwonooki. - Tuż po otrzymaniu tytułu Jōnina rozdzieliliśmy się.
On… - przerwał na sekundę – wydawał się być dziwny, taki zdenerwowany.
- Gdzie on jest?
- Niedaleko dzielnicy
klanu Hyūga – odpowiedział Saken. – Pana żona…
Naruto przerwał mu,
natychmiast wychodząc. Musiał iść, żeby chronić Hinatę i dziecko.
Yūhi uśmiechnął się
pod nosem. Był tyłem do Shikamaru i Azuli, więc ta dwójka niczego nie
zauważyła. Obrócił się do nich już z normalnym wyrazem twarzy.
- Chyba nasza randka
się nie uda – mruknął posępnie.
Dziewczyna wściekle
spojrzała na niego, a Nara podszedł wezwał do siebie Konohamaru i rozkazał mu
przejęcie stanowiska Hokage. Sam wyprowadził Sakena i Azulę, a następnie
rozkazał im zwołać każdego wolnego ninje w Wiosce.
*
Jun pojawił się przy
wyznaczonym miejscu. Na wzgórzu czekał jego ojciec i doskonale go widział. Stał
wyprostowany, a wiatr rozwiewał jego włosy. Wyglądał jakby szykował się do
ataku, a jednocześnie jakby odpoczywał we wszechobecnym spokoju i szumie drzew.
Sasuke otworzył oczy,
kiedy Jun znalazł się przed nim. Syn oczekiwał aktywnego Sharingana, ale za to
ujrzał tylko jego zimne czarne tunele.
- Jestem – zaczął.
- Spóźniony – odrzekł
Sasuke.
- Miałem przyjść
zaraz po tym jak mianujesz ich na
Jōninów i akurat z nimi się minąłem,
gdy tu biegłem – odpowiedział Jun, patrząc na ojca.
Sasuke prychnął.
- Co się takiego
wydarzyło, że postanowiłeś się do mnie odezwać? – spytał prowokująco.
- Nie waż się mówić
takim tonem do ojca – odpowiedział surowo.
- Wytresowałeś do
tego Katona. Ash cię ignoruje, a ja… - przerwał. Cholera, naprawdę Kōsuke
nauczył go tego. Doskonale wiedział,
co chce powiedzieć i jak, żeby go to zabolało. - Może powinieneś mnie traktować
jak brata, co?
Oczy Sasuke znacznie
się otworzyły, a jego twarz zmieniła wyraz, ale po chwili znów przybrał swoją
maskę obojętności.
- Nie żartuj sobie,
Jun – powiedział jego imię jakby chciał się upewnić, że nie rozmawia z młodym
Itachim.
- Masz rację, to zły
pomysł, bo w końcu go zabiłeś – odpowiedział.
Miał tylko trzynaście
lat… a posługiwał się już silnymi jutsu, doświadczył bólu, zdążył opuścić
Wioskę, a teraz miał… Powinien dopiero skończyć Akademię i chodzić na pierwsze
misje rangi D. Nie przeżywał szczęśliwego dzieciństwa, ale… zawsze będzie mógł
doświadczyć prawdziwego czasu dorastania.
Sasuke zmarszczył
brwi.
- Co, chciałbyś mnie
zaatakować? – spytał Jun. – Szkoda, że odeprę każde twoje genjutsu – dodał,
wskazując na swoje oczy. – Skąd wiesz, że ja się już nie zaatakowałem?
- Zamknij się! –
podniósł głos. Sasuke rzucił mu przed nogi kamizelkę. – Miałem cię mianować na
Jōnina, chociaż wiem, że to ogromny błąd.
- Naruto-sama ci
kazał? – spytał. – Chcesz czy nie, to właśnie on jest prawdziwym Hokage. To on
dba o Wioskę. Ty jesteś tylko kłamliwym potworem, który niszczy wszystko na
swojej drodze. Każdą osobę… nie pozostawiając z niej nic – dokończył gorzko.
Wszystkie spojrzenia
to tylko lód i pogarda. Sasuke traktował go od początku jak kogoś gorszego, nie
wartego nawet zabicia. Jun przypomniał sobie każde złe słowo, które usłyszał.
Kpinę i szyderstwo czy nawet nienawiść. Uwagi, które wbijały się jak senbon w
jego serce, sprawiając, że całe dnie wewnętrznie krwawił.
Chwila dobroci tylko
po to, żeby on mógł mu zadać jeszcze większy ból. Jak kubeł zimnej wody, który
sprawiał, że stawał się tylko wrakiem człowieka.
Zabranie zabawek,
pamiątek, a na końcu matki. Wszystkie te siniaki, wyrwane włosy.
Skoro on przeżywał
takie piekło, to co dopiero musiał czuć Katon? Jun był na siebie wściekły, że
tyle czasu go nienawidził i nie widział prawdy, która znajdowała się na
wyciągnięcie ręki.
- Zabiję cię –
powiedział powoli, patrząc w te cholerne chłodne oczy.
Sasuke zaczął się
śmiać.
Juna przeszedł
dreszcz.
- Wielu ludzi
próbowało. ANBU, Kage wszystkich wiosek i nikomu się nie udało – odparł,
nadeptując na kamizelkę, którą sam wcześniej rzucił mu pod nogi.
Jun zmarszczył brwi.
Coś było nie tak. Sasuke wydawał się nie być rozstrojony samymi słowami. On…
przypominał szaleńca. Przez chwilę mu się wydawało, że jego ojciec… cierpi.
- Jesteś słabym –
zaczął Sasuke, ale syn nie pozwolił mu dokończyć.
Jun przybliżył się i
wciągnął go w swojego Mangekyō Sharingana.
*
Ren wybadał swoim
Byakuganem, czy Ash ustawił już wszystkie bariery. Zajęło mu to trochę, ale
zielonooki dał radę. Chwilę później słychać już było kolejny wybuch w wiosce.
Kōsuke rozpoznał szalejącą chakrę dwuogoniastego.
- Już czas.
Ren kiwnął głową i
zaczął wytworzył drugą barierę tuż pod pierwszą. Irie jęknęła cicho przeciążona
ilością chakry, którą musiała ukryć. Kobieta zaczęła drżeć z przemęczenia.
Wydawało się jakby zaraz miała zemdleć.
Chwilę potem Kōsuke
dezaktywował swoją barierę. Irie odetchnęła z ulgą.
Mężczyzna, nie
odwracając się od razu, skierował się w stronę wzgórza.
Biegł aż nie natrafił
na barierę stworzoną przez Asha. Mógł przez nią przejść, ale czuł się jakby
przedzierał się przez coś gęstego i nieprzyjemnego. Przez chwilę nawet
pomyślał, aby wrócić z powrotem do Wioski, ale szybko się otrząsnął.
Przynajmniej miał już
pewność, że Ash wykonał dobrą robotę.
---------------------------------------------------------
Witajcie, Skarby!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz