Burza
Możliwości
Z nieba oświetlonego
księżycem spadały coraz to większe płatki śniegu, które w obecnym momencie
przypominały raczej duży grad. Makeda chroniła się Sztuką Miękkiej Pięści,
formując wokół siebie wręcz więzienie.
- Dlaczego się tak
cieszysz, co? – spytała. – Zmarnowałeś przecież dużo chakry – powiedziała.
- To dobrze, że tak
sądzisz – odpowiedział chłodno. Białowłosy rozpiął swoją kurtkę z futerkiem.
Jego całe ciało wydawało się być białe, a gdy zamieć nabrała na sile nie było
go już w ogóle widać.
Kiedy Date myślał, że
ją ma, to nagle Hyūga stwierdziła, że już nie chce jej się bawić. Wykorzysta
jego broń przeciwko niemu. W końcu śnieg to woda. Makeda zaczęła skupiać swoją
chakrę w dłoniach. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze. Z nieba
zaczęły lecieć stworzone przez nią sople lodu, a sama nałożyła na całe swoje
ciało lodową powłokę tak, jak to zrobiła na pierwszym etapie Egzaminu na
Chūnina.
Ren nagle poczuł
łaskotanie na policzku, od razu włączył Byakugana.
- Irie – szepnął, a
kobieta o włosach w wiśniowym kolorze przysiadła się do niego.
- Co tu się dzieje? –
spytała słabym głosem.
- Makeda zaraz pokona
Date – odparł Ren.
Irie zamyśliła się.
- Jest dobra, nadaje
się do ANBU – odrzekła dziewczyna z Wioski Chmury.
Makeda stworzyła
klatkę z sopli. Wykorzystała cały śnieg na bardzo grube kraty, przez co Date
nie mógł ją zaatakować. Z całej siły zaczął walić białym kunaiem w lód, licząc,
że to coś mu da.
Ren dopiero bardziej
wytężając wzrok zobaczył, że chłopak ma przebity brzuch, a jego białą skórę
zaczęła barwić szkarłatna krew.
- Idę do niej –
rzucił Uzumaki, wstając ze schodków.
Makeda właśnie
opierała swoje ręce na kratach z lodu.
Date wiedział, że już
przegrał, chciał się już tylko wydostać. Przestało mu zależeć na zwycięstwie
czy zostaniu Jōninem. Liczyło się tylko życie.
Ren przytulił swoją
kuzynkę od tyłu.
- Co zamierzasz
zrobić?
- Nie wiem – odparła,
opierając się o plecy Uzumakiego i unosząc swój wzrok w niebo.
- Wykończ go, i tak
ta rana jest zbyt niebezpieczna. Bez medyka nie przeżyje – stwierdził, chociaż
to było kłamstwo, a on i Makeda o tym wiedzieli.
Date spojrzał się na
nich przerażonym wzrokiem.
- Nie – wyszeptał. –
Nie! – zaryczał, a przez nagły ruch z jego brzucha zaczęła wylewać się jeszcze
większa ilość krwi.
- Wiesz, co… -
zaczęła Makeda. – Opanowałam lód właśnie w pełnię. Słyszałeś o tym, że to
księżyc panuje nad pływami? – spytała, zmieniając temat.
- Tak – odpowiedział
Ren. – To wiedza z Akademii.
Makeda utworzyła
małą, lodową figurkę Date na swojej dłoni, którego po chwili rozkruszyła na
kawałki. Uwolniła się z uścisku kuzyna i weszła do klatki. Kucnęła i pochyliła
się nad białowłosym. Przybliżyła swoją twarz do jego i spojrzała się w oczy tak
podobne do swoich.
- To będzie tylko
chwilka – zaczęła łagodnie. – Muszę się przekonać czy jeszcze coś czuję –
dodała.
Położyła dłonie
delikatnie na jego szyi. Otarła się wargami o jego gorące usta. Skubnęła zębami
jego gładki policzek i po chwili chuchnęła mu w ucho. Nie wiedziała, skąd w
niej taka pewność w swoich działaniach.
Date westchnął.
- Co ty rob… - nie
zdążył dokończyć, bo przerwały mu rozkoszne usta Makedy i jej uroczy widok.
Dziewczyna
przejechała swoim językiem po jego ustach. A chłopak włożył czystą od krwi dłoń
w jej włosy.
Jego ciało żywo
zareagowało na jej dotyk, prawie rozpływał się pod jej palcami. Jednak… nie
było nic bardziej mylnego. Z nieba znów zaczął padać śnieg, kiedy Makeda powoli
zaczęła zamrażać jego krew. Jak wtedy… Yamagakiemu…
Oderwała się od niego
z cichym mlaskiem. Chłopak był martwy.
Spojrzała się na jego
zamrożone ciało.
- I jak, czujesz coś?
– spytał Ren po dłuższej chwili, przerywając nowopowstałą ciszę.
- Nic – powiedziała
przerażona.
- Będziesz dobrym
ninją – powiedział tylko Ren, odwrócił głowę do Irie. Dziewczyna nie zmieniła
swojej pozycji. – Szalej póki możesz – dodał.
Musiała stąd odejść.
W tej chwili rozpaczliwie chciała być sama.
- Idę po Katsu –
burknęła.
A Ren pokiwał głową,
słysząc imię rudowłosego brata Kelsy.
- Idź – zaczął. - Może
znajdziesz po drodze Mię! – krzyknął do niej, gdy ta odchodziła.
Ale w oddali chyba
widział Hachiego Aburame wraz z Torą, czyżby oba ptaszki podłożyły się pod sam
nos?
*
Chłopak unosił się w
powietrzu na przyczepionych do bluzki skrzydełkach pszczoły.
- Zostawmy dzieci w
spokoju – zaczął Ren. – Niech wejdzie do azylu, do innych. Nie pozwolimy
przecież, żeby dziecko patrzyło na takie straszne rzeczy – Ren wskazał palcem
na leżące ciało Date.
Hachi krzykną i od
razu zatkał sobie usta. Zaczął frunąć do azylu nawet nie czekając na słowa
Tory.
Dwudziestoletnia
kobieta uśmiechnęła się do Rena.
- No, no –
odpowiedziała, miała uniesioną brew. – Nieźle, ale... chyba nie ty to zrobiłeś
– powiedziała, podchodząc do ciała. Zbroja klekocząca na jej ciele wydawała
jedyny głos. Wszystko inne wydawało się specjalnie wyciszyć.
Ren na wszelki
wypadek postanowił skierować swoją chakrę do uszu… W końcu blondynka pochodziła
z Wioski Dźwięku.
- Wiedziałem, że
będziemy razem walczyć – powiedział z determinacją. – Zapłacisz mi za to co
zrobiłaś – wycedził cicho i wyciągnął swoją katanę.
- A co ja takiego
zrobiłam? – spytała niewinnie kobieta, robiąc słodką minę.
- T-tora? – zajęknął
się.
Ren odwrócił się w
kierunku głosu.
- Tora – powtórzył
już pewniej i głośniej Bashi, wychodząc z budynku. Zszedł ze schodów i podszedł
jeszcze bliżej dziewczyny, stąpając po śniegu nagimi stopami. – Wiedziałem, że
wyczułem twoją chakrę – dodał.
- Skąd ją znasz? –
spytał szybko.
- To… - zaczął
niepewnie, wciąż patrząc na blondynkę, ale nie podchodząc dalej – córka Samidary.
Ren otworzył szerzej
oczy. To wszystko się tak idealnie łączyło! Sasuke był głównym uczniem
Orochimaru. Samidara był spadkobiercą Orochimaru po wojnie, został przywódcą
Kraju Dźwięku i Ukrytej Wioski. Sasuke
rozkazał zabić Torze Lena… Wszystko przez tego cholernego Uchihę! Jak zwykle to
on za wszystkim stał!
Krew zaczęła mu
szybciej buzować, a serce mocniej bić. Zacisnął pięści i zęby. Cały się trząsł.
Czuł jakby nienawiść zalewała mu oczy. Spojrzał w księżyc, jego jedyną
nadzieję.
- Wejdź do budynku –
powiedział lodowatym głosem Ren. Blondyn miał spuszczoną głowę. A gdy wyczuł,
że Bashi nie ruszył się ani o krok, to spojrzał się na niego wzrokiem takim,
jakby chciał go zamordować w tej chwili. – Wejdź to tego cholernego budynku –
krzyknął i dopiero wtedy brązowowłosy zaczął się wycofywać. - To nasza walka,
nie wtrącaj się, Umino!
Wiedział, że w razie
potrzeby mógł liczyć na Irie. Kobieta kiwnęła do niego głową. Nadal pozostawała
niewidzialna i tylko on mógł ją zobaczyć.
Uzumaki skupił się na
Torze.
- Wiem o wszystkim –
zaczął Ren.
- A niby o czym? –
spytała niewinnie kobieta w zbroi.
- O tym – uciął, aby
wziąć głęboki oddech – że chciałaś zabić mi brata.
Blondynka zrobiła
krok w tył i ustawiła ręce, tak aby była zdolna do ataku. Zaczęła formować z
śniegu wielkie kule wodne i rzucać je w Rena, który przecinał je jednym ruchem,
powodując, że woda spadała na ziemię. Wtedy… w tamtej chwili… ona… uformowała
taką samą technikę… która zatrzymała Shikamaru i zaledwie chwilę później… Saya
przebiła serce małego Lena.
Ren przełkną gulę
goryczy, która utworzyła się w jego gardle przez wspomnienia o młodszym bracie.
O aniołku… tak dawno nie był na jego grobie.
Musiał się skupić.
Miał przewagę. Wyzwalał w Torze uczucie przewagi. Chciał, aby była pewna swojej
siły, żeby ją potem w jednej sekundzie odebrać. Żeby ją zniszczyć, a ona nawet
nie będzie wiedziała kiedy. Od czasu, gdy ją zobaczył, zaczął jej odbierać
sporą ilość czasu, jednocześnie pilnując Byakuganem jej przepływ chakry.
Przez wir walki, Tora
nawet nie miała czasu sprawdzić, czy jej aktualny stan chakry nie jest tylko
iluzją… W pewnym momencie będzie chciała jej użyć, a potem, gdy już okaże się
za późno, zorientuje się, że nie ma energii.
- Wykończę cię –
powiedział Ren, a Tora zaśmiała mu się w twarz.
---------------------------------------------------------
Witajcie, Skarby!
Ren nie bądź złym człowiekiem...
OdpowiedzUsuńI dlaczego oni pozwalają z taką łatwością zabijać ludzi? >.<