Przepadłeś
- Zacznijmy już teraz ostatni pojedynek – krzyknął Ren z loży.
Tłum zaczął wiwatować ucieszony propozycją. Najwidoczniej ludziom
spodobał się im pomysł. Kōsuke nadal stał na scenie trzymając Juna w ramionach.
Makeda popatrzyła się na niego dziwnie i trzepnęła go w ramię.
- Co robisz? – spytała zdziwiona.
- Nie ma sensu tego przedłużać – odparł szybko.
- Co? Spróbuj się chociaż, nie wiem, przygotować czy odpocząć.
Macie jeszcze piętnaście minut – próbowała go przekonać.
- Wiedzieliśmy już wcześniej, że skoro to jest ostatnia walka, to
będziemy walczyć razem. Mieliśmy czas, żeby to przetrawić, Makeda – Uśmiechnął się do niej krzywo. - Jaka jest twoja decyzja, Uchiha-san? – spytał mężczyznę.
Ren spojrzał na wprost, gdzie obok innych Kage obserwował ich jego
ojciec. Naruto zmarszczył oczy, wstał z miejsca i spojrzał się na Sasuke, a ten
jakby szukając pomocy zerknął na Kōsuke.
- Widać jak się wyrywa – podsumował czarnowłosy, na co Uchiha tylko
kiwnął głową.
- Możemy rozpoczynać kolejną walkę w tym Egzaminie – krzyknął
Sasuke. – Ostatni przeciwnicy to Ren Uzumaki i Gyatamaru.
Uchiha kiwnął głową.
- Co?! – krzyknął Gyatamaru. – Myślałem, że… - pragnął dokończyć,
ale Ren podszedł do niego i spojrzał mu głęboko w oczy jakby się nad czymś
głęboko zastanawiał. Jego mina spowodowała, że Gya aż zaniemówił.
Uzumaki chwycił go za ramię i uśmiechnął się jakby chciał podrobić
uśmiech swojego ojca, ale nie wyszło mu to – jego oczy nie wyrażały radości,
ale… coś co czasem widywał u samego Sasuke.
Bo Ren… czuł napięcie. Nienawidził oczekiwania. Chciał jak
najszybciej wykonać swoje zadanie, bo jeszcze… może się rozmyślić. Krew
buzowała mu w żyłach i czuł podekscytowanie jak i strach.
Kōsuke uśmiechnął się ze sceny i przekazał Juna w ręce
pielęgniarek, które zabrały go z Areny. Prąd przeszedł jego ciało, gdy ujrzał
błysk w oczach starszego chłopaka.
Gya pozwolił się pociągnąć za ramię i bezwładnie jak lalka skoczył
z Renem na Arenę, a w tym czasie Kōsuke wskakiwał na lożę. Minęli się w locie,
a młodszy czuł jakby czas się zatrzymał.
- Gotowi? – spytał oschło Sasuke.
- Tak – odpowiedział Ren. A czerwonowłosy nie był tego taki
pewien. Lepiej czuł się w walkach grupowych. Obawiał się, że będzie najpierw
działał a potem myślał.
Jaki naprawdę był Ren? Czy on sam znał siebie?
Chyba nie, bo nigdy przedtem nawet nie pomyślał o… nawet nie
wiedział, jaki rzeczywiście jest świat shinobi. Uważał się za… żartownisia.
Teraz nawet uśmiech przychodził mu z trudnością. Pomyśleć, że ponad miesiąc
temu wiódł szczęśliwe życie. Kłócił się z Setsu, popisywał się z Ashem, robił
żarty Shikamaru, a ojcu wyrzuty, że nie ma dla niego czasu, bawił się z Lenem,
spotykał się z Makedą i rozmawiał dużo z matką.
To się wydawało takie odległe.
Obecnie nie rozmawia z ojcem, zadaje się z Kōsuke zamiast go
wydać, poznał tajemnicę spisku Sasuke i musi ją wyjaśnić, nie ma przy nim Lena,
Ash prawie umiera, ma za złe Shikamaru i matce, jedynie z Makedą stara się
rozmawiać.
Z żartownisia stał się… pusty. W środku czuł tylko ból. Na nowo
się naradzał, budował swoją osobowość od podstaw. Przy Kōsuke czuł się
bezpieczny. Wiedział, że dzięki niemu stanie się silniejszy. Przyciągał go tak
bardzo, że nawet nie był w stanie tego opisać. Teraz jest bardziej uważny,
zauważa więcej rzeczy, wie więcej. Stał się poważniejszy. Musi się jeszcze
wiele nauczyć.
I właśnie nadeszła jedna z jego lekcji.
A Gyatamaru nawet nie wiedział, na co się szykuje.
Ren powoli wyciągnął swoją katanę zza pleców. Spojrzał na
przeciwnika, on robił to samo.
Miał czerwone jak krew, niesforne włosy i szare, zadowolone oczy. Ubrany
był jak zwykle w szare, odrobinę za duże i zniszczone ubrania. Nie miał
pieniędzy na nowe. Znał go. Nie miał rodziców. Ledwo wiązał koniec z końcem.
Często kierował się emocjami i marzeniami. Był porywczy i
jednocześnie zabójczo podobny charakterem do Naruto, który był jego
autorytetem. Podzielał podobne wartości, dlatego został ulubieńcem jego matki. Chciałby
zostać Hokage.
A teraz stał pochylony w bitewnej pozycji. Uśmiechnięty i
pozytywnie nastawiony. Za to Ren z poważną miną obserwował go.
Zamachnął pierwszy kataną.
A serce biło mu coraz mocniej. Kolejny ruch. Był coraz bliżej i
czuł wzrok Kōsuke na sobie. Słyszał szczęk stali. Odskoczyli od siebie.
Katana Gyatamaru była z jasnego metalu, niewiele krótsza od jego
własnej, wydawała się nie być droga i została częściowo stępiona przez
treningi.
Skierował swoją chakrę w stopy, żeby szybciej się poruszać. Ten
zabieg spowodował, że Gya szeroko otworzył oczy i aż jęknął z zaskoczenia,
musiał teraz szybciej się bronić.
Ruchy czerwonowłosego były nieco niedbałe i zbyt wolne. Wydawało
się, że mimo tych wszystkich wykrzykiwanych haseł o zostaniu w przyszłości
Hokage, to nic się nie spełni, bo słowa te były tylko marzeniami… albo
kłamstwami. Bo wcale nie był silny, walka jeden na jeden najwyraźniej go
przerastała.
W jednym momencie Ren zwolnił i zwątpił w swoje decyzje. Czy
naprawdę chce zakończyć jego życie? Dla udowodnienia czegoś Kōsuke? Dla
pokazania swojej siły? Tylko dlatego
chce kogoś zabić?
Ren aż pokręcił głową i spojrzał na Kōsuke.
Z powrotem podbiegli do siebie i skrzyżowali katany. Gyatamaru
odwrócił się, by wziąć zamach i ponownie natarł na Rena, który odparł jego
atak.
Jego brat… Uchiha… Saya…
Zabije go, żeby to była ostania osoba z jego bliskich, którą
pozwoli zabić. Nawet, jeśli sam będzie musiał to zrobić.
Gyatamaru coś do niego mówił, ale gdy Ren zaczął ponownie
atakować, cały dźwięk rozmył się w powietrzu. Widział tylko blade usta,
zniszczoną koszulkę, ranę na ramieniu i mniejszą katanę.
Zamachnął się i rozciął mu bok. A to było takie proste.
Miał przyśpieszony oddech. Chciał uderzyć w jego nogi, podciąć go,
ale czerwonowłosy zrobił unik. Naparł ponownie i chciał rozciąć jego drugi bok,
jednak chłopak stale nie pozwalał się zranić, tylko rozdarł kawałek jego i tak już zniszczonych spodni. Gyatamaru potknął się i przewrócił się na plecy, szybko
odkręcił się i poczołgał jak najdalej od Uzumakiego robiącego kolejny zamach.
Zaczynał się już denerwować.
Widział mroczki przed oczami. Oddech mu przyśpieszył.
Z rany Gyatamaru zaczęła wypływać świeża krew i po chwili cała
jego koszulka była nią pokryta. Czerwonowłosy odskoczył pod ścianę Areny,
uklęknął na jedno kolano, przymknął jedno oko i złapał się za ranę. Jego ręka
drżała, a on sam oddychał jakby nie mógł złapać oddechu.
Ren postanowił, że nie ma co mu sprawiać więcej bólu, najlepiej
zakończyć to tak, żeby jak najmniej cierpiał. Wbił swoją katanę w podłoże Areny
i podbiegł do Gyatamaru. Chłopak był za słaby, żeby podnieść katanę i nie
wykrwawić się. Szybko odebrał mu katanę i odrzucił ją daleko. Złapał go za
brzeg koszulki i zaczął ciągnąć go za nią na środek Areny.
Spojrzał na lożę, widział swojego ojca siedzącego razem z innymi
Kage w specjalnym oddzieleniu od innych. Źle zrobił, nie powinien teraz myśleć
o ojcu, chociaż…
Jego ojciec popełnił jeden błąd w życiu – pozwolił pójść na tę przeklętą
misję Lenowi. Jego winą jest to, co teraz dzieje się z Renem. Niech weźmie
pełną odpowiedzialność, niech wie, że to jego wina, co się teraz stanie.
Serce zaczęło mu bić jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej.
Miał już tylko swój cel. To już niedługo.
Nagle Gyatamaru wstał i uderzył pięścią w gładki policzek Rena.
- O, nie – wyszeptał, a w jego oczach zatriumfowała prawdziwa,
dzika furia.
Kopnął czerwonowłosego, a ten leżał na plecach, łapiąc się za ranę.
Przez ten wyskok krwi było coraz więcej i więcej. Blondyn oddalił się nieco po
swoją katanę i jak tylko szybko mógł wrócił do chłopaka.
Stanął nogami po bokach Gyatamaru i wycelował w niego kataną. W
oczach czerwonowłosego było widoczne głębokie przerażenie.
- Koniec walki. Wygrywa Ren Uzumaki – krzyknął nagle Sasuke,
przerywając trans chłopaka. Tłum zaczął wiwatować wygraną syna Hokage. Wyraźnie
podobała się im ta scena, ale… przedstawienie jeszcze nie dobiegło końca…
Spojrzał na niego i zmarszczył brwi. – Medyka!
Odwrócił wzrok, a Gyatamaru wyraźnie odetchnął. Spojrzał na
ciągnący się ślad krwi od ściany Areny do jej środka. Nadal był w pozycji
atakującej, nie poruszył się. Słyszał biegnących medyków, zaraz tu będą…
Trzy, dwa, jeden…
- Jesteś ofiarą, którą trzeba złożyć. Dzięki temu będę silniejszy
– szeptał do Gyatamaru. Sam nie mógł w to uwierzyć, ale był pewien, że miał
rację.
Powiedział.
Wbił katanę w samo serce zaskoczonego Gyatamaru i przebił je na
wylot. Czuł jego napięte ciało, skurczone mięśnie. Przerwał materiał ubrania.
Kataną prawie czuł miękkość okalającego ciała. Po chwili wyciągnął ją z klatki
piersiowej chłopaka. Poczuł silny zapach krwi. Widownia zaczęła panikować,
ninja zaczęli zeskakiwać z Areny, medycy odrzucili go daleko.
Czuł ten wzrok na sobie.
-----------------------------------------------------
Witajcie, Skarby
Witajcie, Skarby
W tym rozdziale metaforycznie Ren zabił Naruto. Pokazał, że całkowicie jest przeciwko ojcu i różni się od niego. To był pierwszy krok. Jaki jest następny?
Nie podoba mi się taka przemiana Rena :( Ja chcę żeby Gyatamaru przeżył :( Niech Hinata będzie na niego wściekła, jak on mógł... Smutno mi ;(
OdpowiedzUsuńTeraz będę ubolewać nad śmiercią Gya, był jedną z moich ulubionych postaci... Dobrze, że już za dwa dni kolejny rozdział i może się dowiem, że jednak żyję... Mam taką nadzieję przynajmniej :(
Leć przeczytać 16 to się dowiesz ;)
Usuń